Rozdział 2 - Black of Crime
KAITO
Dość niski jak chłopaka w tym wieku, o
przeciętnej twarzy, na której widniał charakterystyczny, czubaty nos, przez
którego był obiektem drwin przez tak wiele lat. Czarnowłosy, o brązowych oczach
i dość szczupłej figurze. Nie było w nim nic wyjątkowego, a jednak jakaś
dziewczyna z jego klasy musiała się tak bardzo nim interesować. Niby nie
przeszkadzała mu jej obecność, jednak idąc za nauką swojego ojca, wiedział, że
może nic więcej zrobić. Czasami chciał podejść, zagadać, lecz nie mógł. Tym
samym złamałby wszystkie zasady, które wpoił mu rodziciel przez te wszystkie
lata.
Pozostawiony na wieczną samotność, mógł
jedynie żyć codziennością. Idąc w kierunku szafek z butami, myślał, że to
będzie kolejny, zwyczajny dzień. Jednak gdy tylko przekręcił kluczykiem i otworzył
przegródkę ze środka wyleciała koperta z napisem „do Kaito”. Czarnowłosy
rozejrzał się wokoło, lecz gdy nie ujrzał nawet żywej duszy obok, podniósł
kawałek papieru. Gdy to otworzył, wyjął z niego jakiś list, który był
skierowany do niego. Na początku dość obojętnie podszedł do owego „prezentu”,
lecz gdy tylko zaczął docierać do starannie i elegancko napisanych słów, do
jego oczu napłynęły łzy. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego, lecz każde zdanie,
wypełnione taką miłością, sprawiało, iż w jego sercu pojawiało się wahanie.
Zginając w dłoniach kartki papieru, nie
umiał trzymać emocji na wodzy. Uderzając lekko pięścią o metalową szafkę,
obiecywał sobie, że dotrze do końca wyznania. Wydawało mu się, iż cały jego
świat się nagle wali. Znał nauki ojca, lecz słowa jakiejś dziewczyny
wszystkiemu zaprzeczały. Nie potrafił tego pojąć.
– To są jakieś
żarty?
Uśmiechnął się
przez łzy, by po chwili przetrzeć swoją twarz rękawem bluzy.
Kiedy tylko skończył, zgiął na kilka
części list i włożył do kieszeni mundurka. Czując, że to będzie najlepsze
rozwiązanie, odszedł, powtarzając w myślach:
– Ja
nie mogę.
ANADEATH
Palcami wciąż dotykała swoich śnieżnobiałych,
długich włosów, które w ciągu jednej chwili stały się takie. Nie rozumiejąc nic
z tej sytuacji, pociągnęła je ponownie, nie mogąc wydusić z siebie ani jednego
słowa. Poklepała się rękoma po policzkach i pociągnęła się za gładką skórę,
wierząc, że to tylko zły sen. Kiedy jednak odkryła, że wszystko dzieje się
naprawdę, zrezygnowana upadła na podłogę.
– Co się dzieje? – zapytała na głos,
uderzając pięścią o kafelki.
– Wykapana
matka!
Słysząc czyjś głos, skamieniała.
Wiedziała, że w domu nie może być nikogo więcej. Sapiąc, niepewnie zaczęła
przekręcać głowę do tyłu, Choć jej całe ciało oblał pot, to czuła, że nie może
się cofnąć. Z czasem zaczęła widzieć zarysy postaci, która do niej przemówiła.
– Kim jesteś?! – krzyknęła, odsuwając
się od tajemniczego człowieka.
Przystojny, w wieku dwudziestu paru lat.
Był ubrany w kruczoczarny płaszcz, który idealnie komponował się z włosami i
oczami tego samego koloru. Jego całą postać owijała aura mroku i tajemniczości,
która jeszcze bardziej podsycała u Anadeath pragnienie ucieczki. Coraz bardziej
rozprzestrzeniając się, dziewczyna czuła, że musi wyjść po pomoc. Natychmiast
wstała, lecz coś ją podkusiło, by jeszcze raz spojrzeć. Zatrzymała się z
przerażenia, gdy ujrzała obijający się obraz… a raczej czego w nim nie
widziała.
– Kim jesteś? – powtórzyła pytanie,
przełykając głośno ślinę.
W zwierciadle było widać jedynie jej
postać i łazienkę. Nic więcej. Żadnego nawet zarysu czy dowodu, że tajemniczy
mężczyzna znajduje się w pomieszczeniu.
– Czy ja oszalałam?
Jeszcze raz odwróciła się, by sprawdzić,
czy przypadkiem na początku jej się nie przewidziało, lecz gdy ponownie ujrzała
czarnowłosego przystojniaka, zrobiło jej się słabo. Usiadła na piętach,
wbijając wzrok w jasne kafelki.
– Nie! – odpowiedział niespodziewanie
tajemniczy człowiek. – Anadeath McHerish,
córka Adelle Mirea, urodzona 18 czerwca 2033 roku w szpitalu świętego Jakuba w
Mitie. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
– Nie musisz mi rzucać faktami o mnie
samej!!! – krzyknęła rozwścieczona i zirytowana dziewczyna, która w zasadzie była
zła na samą siebie za to, że zaakceptowała właśnie istnienie tego czegoś.
– Może zacznę od tego, że wszyscy o czym ci
powiedziałem, to nie tylko dane z twojego życia, ale i także z mojego.
Wciąż zachowywał
niepojący spokój, który był niezrozumiały dla wystraszonej Anadeath.
– Ale kim ty
jesteś? – Błagalnym wręcz tonem poprosiła go o wyjaśnienia.
– W każdym ze światów istnieje legenda. W
naszym, a raczej w twoim, także. Od kiedy tylko pojawił się kryształ,
ludzie zaczęli go poszukiwać, by zdobyć władzę i potęgę. Słuchaj mnie uważnie,
bo się nie będę powtarzał! – Siedemnastolatka miała wrażenie, że ten
mężczyzna przerabiał taką scenę już wiele razy. – To ty masz za zadanie znaleźć kryształ i zdecydować, komu go
oddasz! Rozumiesz?
– Jestem świrnięta! – krzyknęła
zrezygnowana.
Uderzając się
opuszkami palców o czoło, nie potrafiła zrozumieć, co w zasadzie się z nią
dzieje. Nagłe pojawienie się Królowej, wyznanie o zbliżającej się śmierci, a
teraz jeszcze wizyta wampira bądź ducha. Czując się jak w jakimś chorym filmie,
spekulowała, czy na pewno to jej się nie śni.
– Dziękuję za
wizytę – zaczęła nagle – ale możesz już wracać d
o krainy
jednorożców, smoków, czy czego tam chcesz. Ja mam dosyć. Ktoś próbuje mnie w coś
wkopać, ale się nie dam.
– Zginiesz, jeśli tego nie zrobisz!
Odskoczyła
przerażona, uderzając swoim ciałem w ścianę, gdy czarnowłosy facet znalazł się
naprzeciw niej.
– Zegar ruszył. Masz 3 lata, by odnaleźć kryształ,
w przeciwnym wypadku całe życie zostanie ci odebrane przez twoją moc.
– Zamilcz! –
syknęła Anadeath. – Mam dopiero cholerne siedemnaście lat i wy, ty i cała Lucy,
oczekujecie ode mnie, że zrezygnuje ze wszystkiego co mam, by znaleźć jakieś
głupie świecidełko.
– To trudne, rozumiem, ale…
– JAKIE „ALE”?!
– Przetarła twarz rękoma. – Ja naprawdę nie chcę umierać – rzekła szczerze. –
Dlaczego to mnie spotkało?
– Wiele razy zadawałem sobie to pytanie… –
powiedział mężczyzna. – Nigdy nie
poznałem odpowiedzi. Nie mogę nawet obiecać, że uda nam się odnaleźć kryształ.
– Więc tak po
prostu… umrę? – zapytała załamującym się głosem.
– Sam nie wiem, kim jestem. Pojawiłem się w
momencie, w którym do tego świata przybył kryształ. Od tego momentu
odradzam się w ciałach kobiet z waszej rodziny, gdy te osiągnął odpowiedni
wiek. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale już wiele razy pojawiałem się w różnych
czasach. Miałem czas, by odkryć pewien krwawy schemat. One za każdym razem były
tak blisko prawdy, gdy nagle umierały… – zamilkł – … oprócz niej.
Niespodziewanie
zniknął. Anadeath zaczęła rozglądać się dookoła, lecz nie mogła nigdzie go
znaleźć. Nie wiedząc, co się dzieje, natychmiast wstała i zaczęła szukać go po
domu. Jednak gdy tylko przekroczyła próg łazienki, ujrzała niezwykle
przezroczystą sylwetkę mężczyzny w jej własnym pokoju. Niepewnie weszła do
niego, bojąc się, co tym razem się stało. Lecz widok, który ujrzała, całkowicie
odebrał jej logicznie myślenie. Sądziła, że już w jakimś stopniu rozumie tę
sytuację, ale dotarło do niej, iż nadal się myliła.
Czarnowłosy stał
tuż przy jej biurku, patrząc na fotografię, oprawioną w złoto czarną ramkę.
Zdjęcie przedstawiało młodą, piękną kobietę, która trzymała w ręku małe
niemowlę. Opuszkami palców starał się dotknąć przedmiotu, lecz gdy tylko
zbytnio się do niego zbliżał, jego „ciało” przechodziło przez nie. Wyraz
rozpaczy i bólu malował się na jego twarzy, sprawiając, iż dziewczyna sama
poczuła dziwne ukłucie w sercu. Tak jakby łączyła z nim jego uczucia.
– Kim … kim
jesteś? – zapytała po raz kolejny, lecz tym razem chciała usłyszeć inną
odpowiedź.
– Jestem kimś, kto chce znaleźć mordercę
Adelle.
Upadła na
ziemię, gdy tylko dotarły do niej słowa tego człowieka.
– Wszystkie nazywały mnie Crime, lecz jedynie
twoja matka traktowała mnie jak ludzką istotę. Po kolei wykorzystywały mnie,
bym dawał im moc, zdolności, władzę … wszystko. Ona jednak chciała, bym
wreszcie odnalazł spokój. Spokój, o którym tak nieustannie marzę.
– Jak to … moja matka została zamordowana?
– Nikt, nigdy wcześniej jej nie powiedział czegoś takiego. Nawet przez myśl jej
nie przeszło, że istnieje inne wytłumaczenie śmierci kobiety. – Mówiłeś, że po
3 latach każda kobieta, taka jak ja … umiera…
– Tak się dzieje, ale nigdy w sposób naturalny
i właśnie to jest ten drastyczny schemat, który pragnę pokonać. – Crime
machnął ręką, a następnie przybliżył do Anadeath, by dotknąć jej czoła. – Spójrz.
Na początku nie
wiedziała, na co ma patrzeć, lecz już po chwili wszystko zrozumiała.
Przed jej oczyma
lewitował złoty zegar, którego wskazówki odliczały czas. Czas, który pozostał
jej do śmierci. Czasami zastanawiała się, jakie to uczucie wiedzieć, kiedy się
umrze. Jednak gdy poznała smak tej wiedzy, nie potrafiła jej udźwignąć. Patrząc
na przesuwające się wskazówki, pragnęła natychmiast pochwycić je i dać sobie
jeszcze jedną szansę. Nie mogła teraz umrzeć. Całe życie było przed nią…
– Odejdź!!!! – wrzeszczała
– Zostaw mnie! To tylko sen! Nie, nie, nie, nie!!! – Wciąż kręciła głową, nie
mogąc pogodzić się z losem, jaki ją czeka.
– Dzisiaj w muzeum w Saint Merunie jest
wystawiany drogocenny, rzadki minerał, którego jeszcze z nikim nie sprawdzałem.
Jeśli to będzie ten kryształ, zostaniesz uwolniona.
Podniosła lekko
głowę do góry, będąc zdziwioną słowami Crime’a, który wydawał się ją pocieszać.
I choć jego obojętna mina nie wyrażała niczego, to miała wrażenie, iż biją od
niego emocje, które wydawało się, że dawno ją zatracił.
– Ale wiesz, ale
to miasto jest jakieś 1000 km od nas?
– A czy wierzysz w magie? – Zamknął oczy,
uspokoił swój oddech i przyłożył dwa palce, wskazujący i środkowy, do czoła
Anadeath. – Amornen Serris.
McHerish mrugnęła
kilka razy, zanim zorientowała się, o co chodzi. Jej całe ciało zaczęło się
mienić czarną poświatą. Wystraszona zaczęła ją z siebie strzepywać, mając
nadzieję, że uda jej się uniknąć kłopotów.
Jednak pył wciąż krążył wokół niej, oblepiając ją całą.
Opuszkami palców zaczęła dotykać swojej
twarzy, na której poczuła dziwnie przylegający materiał. Spojrzała w dół, by
zobaczyć inne partie ciała. Okazało się, że one także były pokryte czarną
tkaniną.
Przerażona
wyskoczyła z pokoju, chcąc jak najszybciej dotrzeć do przedpokoju, w którym
znajdowało się największe lustro.
– Co się tu
dzie…
Nie dokończyła.
W ciągu jednej chwili dywan oplatający schody, delikatnie się jej podwinął,
powodując, że zaczęła lecieć głową w stronę twardej powierzchni. Widząc przed
sobą jedynie schody, zakryła natychmiast twarz dłońmi, lecz nagle zdała sobie
sprawę, że tego nie potrzebuje.
Wszystko zdawało
się dziać w spowolnionym tempie. Anadeath nieświadomie poruszyła ręką w taki
sposób, by mogła dłonią dotknąć jednego ze schodów i z gracją największej
cyrkowej akrobatki odbić się, a następnie wylądować spokojnie na samym dole,
uginając w kolanie lewą nogę, przy czym pozostawiając prawą prostą. Była to
niezwykła poza, szczególnie że w teorii dziewczyna nie powinna być w stanie
czegoś takiego zrobić.
– Ja to
zrobiłam? – Niepewnie wstała, podeszła
do lustra i oniemiała z wrażenia. – To
ja?
– Nie inaczej.
Nie widziała Crime’a,
lecz wiedziała, że stoi tuż za nią i przygląda się jej.
Czarne, delikatne kozaki sięgające aż do połowy
jej ud. W tymże kolorze krótkie spodenki z cienkim pasem na biodrach, obcisła
bluzeczka na ramiączkach i bolerko sięgające aż do nadgarstków, a to wszystko
podkreślały białe włosy, upięte w kucyk i krucza maska, zasłaniająca jej twarz.
– Nawet znasz
się na modzie! – Okręciła się dookoła,
by móc się obejrzeć z każdej strony.
– Nie ja ten kostium stworzyłem. On po prostu
został przydzielony pierwszej złodziejce. – Już na początku nie chciał
przypisywać sobie zasług. – Podejrzewam,
że pierwszym magiem tego świata była kobieta, więc nic dziwnego, że wyglądasz …
tak. – Machnął w jej stronę
rękoma.
– Jak dla mnie,
to nie jest w żadnym wypadku strój do zabrania z pilnie strzeżonego miejsca
jakiegoś cholernego świecidełka. – Westchnęła głośno. – Ale tak w ogóle, to
dlaczego nigdy żadna z tych kobiet, nie dogadała się z władzą? Czy nie byłoby
łatwiej, skoro i tak ten kryształ
GDZIEŚ się znajduje?
– Myślisz, że nie próbowaliśmy? – Crime’a
wzruszył ramionami. – Ludzie, którzy
posiadają władzę, zasmakowali już jej, więc pragnął tylko więcej i więcej.
Wszyscy zawsze chcieli, by zdobycze wędrowały do nich i niby to miało być w
porządku.
– Powiedz mi …
Czego tak naprawdę ode mnie oczekujesz?
– Tego samego, co od twoich poprzedniczek!
Stań się przestępcą BlackRoses i odnajdź wreszcie ten przeklęty kryształ!
– Nie ukrywał swojej bezradności i bezsilności. – Lucy odbierze mu swój kod i nareszcie odnajdę spokój, a ty przeżyjesz!
– Czy w ten
sposób uda mi się okryć, kim jest zabójca mojej matki? – zapytała niepewnie,
wciąż patrząc swoje odbicie w lustrze.
– Najprawdopodobniej. – Skinął lekko
głową. – Żadna z tych kobiet nie ginęła
przypadkowo, więc na pewno ten człowiek się kiedyś ukaże.
– Zgadzam się!
Podjęła w końcu
decyzję, choć nie była pewna, czy na pewno przeżyje całą tę przygodę. Czy miała
wybór? Wątpiła. Nadal uważała całą sprawę za zły koszmar, lecz w tej chwili nie
miało żadnego znaczenia jej zdanie. Jej zadaniem było podążać za Crimem i jak
najszybciej odzyskać przeklęty kryształ.
– Ruszamy? – zapytała
niepewnie.
– A jesteś gotowa?
– A muszę być? – odpowiedziała pytaniem.
– Najprawdopodobniej nie.
Crime uśmiechnął
się złośliwie, a następnie pstryknął dwa razy palcami., sprawiając, że oboje
zniknęli z pomieszczenia.
***
Nastała niepokojąca cisza. Ciemność, która
zdawała się nie mieć żadnych granic, otulała ją. Tonęła w morzu, w samotności.
Chciała, by ktoś podał jej rękę i wyciągnął ją z tego miejsca. Próbowała
krzyczeć, ale jej głos zdawał się ugrząźć w gardle. 1 2 3 4 5 6 7 … Zaczęła
odliczać do swojego końca. Czuła, że zginie. Nie było już ratunku, nie było
nadziei. Wszystko straciła. Zamknęła oczy i oddała się otchłani.
– Żyjesz?
Usłyszała czyjś
głos. Podniosła delikatnie powieki, by spojrzeć na zadowolonego czarnowłosego
mężczyznę, którego znała. Żyła i nic jej nie było. Energicznie podniosła się i
spojrzała na swoje zdrowe ciało. Nie była mokra, nic się jej nie stało i przede
wszystkim część koszmaru się skończyła.
– Coś ty mi
zrobił!? – syknęła wściekle.
– Zawsze jest tak za pierwszym razem. Potem
się przyzwyczaisz.
Nie byłą pewna, czy Crime mówi prawdę, czy też
nie. Pozostawało jej tylko zaakceptować to, co powiedział.
– Już ci wierzę
– odpowiedziała mu szczerze, dając poznać w swojej wypowiedzi nutkę sarkazmu. –
Gdzie my jesteśmy?
– Tam, gdzie powinniśmy być. A dokładniej w
magazynie muzeum, w którym znajduje się nasze ukochane świecidełko.
Anadeath szybko
wstała, tym razem, nie mogąc uwierzyć temu złośliwemu gagatkowi, którego nie w
sposób było odgadnąć. Jednak nie kłamał. Wszystko wskazywało na to, że znajdują
się w jakimś pomieszczeniu, w którym przechowywane są obiekty muzealne.
Drewniane skrzynie, z czego każda była
dokładnie opisana, stały porozstawiane po całej powierzchni pokoju. Tony kurzu,
zalegające na półkach, sugerowały, że od czasów faraonów nikt tu nie sprzątał.
Biegnący gdzieś szczur po podłodze dosadnie podkreślał, jak bardzo kustosz dba
o swój skarb.
– To wygląda
strasznie. – Podkreśliła jednoznacznie Anadeath.
– Wiem, dlatego musimy szybko pochwycić cel i
zmykać. – Crime zaczął ją poganiać.
– Ok., tylko
powiedz mi, co potrafię? – Nad mężczyzną pojawił się wielki znak zapytania. –
Nie mów mi, że sam nie wiesz?!
– Na pewno jesteś gibka, sprawna, umiesz
otwierać zamki, udawać innych ludzi i trochę wykorzystywać moją moc, co do
której nie jestem pewien.
– Cholera … jak
z tobą wytrzymywały trzy lata? – McHerish podniosła ręce, a następnie z całej
siły uderzyła się w policzki.
Głos rozległ się po całym pomieszczeniu, jednak
pomimo takiego hałasu, zdawało się, że nikt nie jest chętny, by sprawdzić, co
się dzieje. Dumna z siebie Anadeath rozejrzała się dookoła. Nie była głupią
blondynką, która nie potrafiłaby odnaleźć się w takiej sytuacji.
– Zaraz… a jak
to się dzieje, że ja wszystko widzę? – W końcu dotarło niej, że coś jest nie
tak. Była noc, a na zewnątrz wyraźnie panował mrok. Wewnątrz nie była zapalona
żadna lampa, a jednak widziała bardzo dobrze.
– Jestem ciemnością, więc to jest moje
środowisko – wyjaśnił jej niezbyt zrozumiale, poprawiając swój długi,
kruczy płaszcz.
– Czyli po
prostu widzisz w ciemnościach? – Kiwnął jej głową. – Na tyle się chociaż przydasz, bo zaraz ta
umiejętność bardzo mi się przyda. He? – Zarzuciła swojego kucyka do tyłu. – Nie
wiem czemu, ale zaczyna mi się to podobać.
Ciąg
dalszy nastąpi w rozdziale 3 „Wyścig”
Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze i zapraszam do komentowania także tego rozdziału :)
19 komentarze:
Prześlij komentarz