Trywialnym wzrokiem objęła stojącego
przy bramie szkolnej Kaito, który nie robiąc sobie niczego z jej ostatnich
gróźb, przeglądał wiadomości w telefonie, olewając znajdujących się wokół niego
ludzi. Wściekła ruszyła przed siebie, po czym wymierzyła cios chłopakowi, który
dość niezwykłą zwinnością ominął uniknął uderzenia, choć po chwili walną głową
w znajdujący się za nim słup.
Krzyknął z bólu, po czym spojrzał
złowrogo na dziewczynę, nie pojmując jej postępowania.
– Głupota to niewyleczalna choroba! –
syknęła, zarzucając za siebie torbę i idąc w kierunku domu.
Choć słyszała z oddali wołanie chłopaka,
pragnęła całkowicie go olać i nie przejmować się jego problemami. Była w nim
zakochana, lecz im bardziej go poznawała, tym bardziej zastanawiała się, czy te
uczucia są prawdziwe. Może tylko chciała kogoś pokochać, a może łączyło ich
większe przeznaczenie niż oboje sądzili? Nie chciała roztrwaniać się nad tym, kiedy
nieustannie wisiała nad nią groźba śmierci.
– Ej, ty! Zatrzymaj się! – Kiedy w końcu
czarnowłosy dogonił ją, rzucił w jej kierunku piórnikiem, choć ta go
natychmiast pochwyciła.
Wściekła odwróciła się i podeszła do
Kaito, wpychając mu do rąk przedmiot. Puściła wiązankę przekleństw i z powrotem
ruszyła w kierunku dom, ponownie olewając złodziejaszka.
– Wiem, że kobiety ciężko zrozumieć, ale
weź nie potwierdzaj reguły – powiedział, idąc obok niej.
– Naprawdę nie wiesz, o co mi chodzi?! –
zapytała, zaciskając mocno pięść.
– Nie – odpowiedział zrezygnowany
Kuroba.
– Może jeszcze nie pojąłeś, ale ty wiesz
w ogóle w co się teraz wpakowałeś? – szepnęła, nie chcąc, by ktoś niepowołany
usłyszał ich rozmowę.
– To mój problem, ty musisz tylko
odegrać swoją rolę.
Przystanęła, wzdychając głęboko.
– Może i to prawda, ale… – zaczęła
Anadeath – to już nie jest zwyczajny napad, tylko poważna sprawa. Magia cię nie
uratuje.
Zaśmiał się, po czym podszedł do
dziewczyny, głaskając ją po jasnych kosmykach. Jej rekcja w jakiś sposób
cieszyła go. Nie był już sam w wirze tego przeklętego przeznaczenia. Dostał
nawet szansę, by walczyć. A McHerish przekonała go, że są rzeczy, dla których
warto zostać na tym świecie. Nie zamierzał teraz przegrać tylko przez jakiś
plan trójki sprzymierzeńców, którzy nie rozumieli wagi zadania, z jakim boryka
się on sam… i Anadeath również.
– Magia… – uśmiechnął się – przybiera
różne oblicza.
***
Wiedział,
że chwile, takie jak te, są dla niego wybawieniem, lecz wszystko dobre, co się
dobrze kończy. Czas gonił, a umówione spotkanie samo się nie odbędzie.
Młody
chłopak podniósł się, zakładając za ucho kosmyk srebrnych włosów, po czym
wyszczerzył się na widok idących razem Kaito i Anadeath. Jego szare oczy w
skupieniu przyglądały się młodej parze złodziejaszków, którzy jak dotąd nie
dowiedzieli się w pełni o jego istnieniu. Było to mu na rękę, choć pragnął
bliżej poznać tę dwójkę, zanim wydarzy się to, co ma się wydarzyć.
–
No cóż… – rzekł, wykrzywiając niechętnie przystojną twarz, która zaraz straciła
cały swój blask. – Brać się do roboty!
Podskoczył,
po czym wylądował na miękkiej trawie, nagle pojawiając się na środku
pobliskiego parku. Otoczony zewsząd bezlistnymi drzewami wziął głęboki wdech
świeżego powietrza, rozumiejąc, że przybył za wcześnie.
Ławki
były puste, a mała ilość odwiedzających sprawiała, iż nietrudno mu było wyłonić
osobę, z którą był umówiony na spotkanie.
Zagwizdał
i podszedł do jednej z drewnianych ław i przysiadł, zamykając następnie oczy.
Napawanie się każdą chwilą spokoju było dla niego czymś błogim i typowym. Żyjąc
w Organizacji od kiedy tylko pamiętał, każdy jego plan dnia, czynności i
spotkania były narzucone z góry. Zaprogramowany niczym maszyna, rozumiał, że
jego istnienie jest uzależnione od rozkazów przełożonych, choć pragnienia i
marzenia czasem wygrywały nad wyuczonymi zachowaniami.
Niespodziewanie
promienie słoneczne, które wcześniej ogrzewały jego twarz, zostały przysłonięte
jakimś cieniem, który natychmiast go zaintrygował. Otworzył oczy i spojrzał na
człowieka, który stał dokładnie nad nim.
Zaśmiał
się, po czym wskazał na miejsce obok siebie.
–
Jak tam? – zapytał srebrnowłosy. – Wszystko gotowe, Joshua?
Pomarańczowowłosy
chłopak z wielce obojętną miną posłał towarzyszowi głębokie westchnięcie, choć
miało ono bardziej oznaczać zmęczenie młodego detektywa, aniżeli wrogość czy
niechęć w stosunku do „przyjaciela”.
–
Mam już dosyć – syknął Joshua. – Nie wiem po co próbujecie wplątać w to
wszystko tą dziewczynę, ale mi się to nie podoba.
–
Wykonuj rozkazy Organizacji, to przypodobasz się tatusiowi i będziesz miał
wszystko z głowy – odparł szarooki.
–
Nie udawaj! – Jasnowłosy uderzył pięścią w kawałek drewna, rozcinając sobie
skórę dłoni. – To wszystko jest chore. Żyjemy tylko dla tej misji, a to tak nie
powinno wyglądać!
–
A jak powinno?
–
Nie wiem, ale… – zamilkł, nie potrafiąc odpowiedzieć na pytanie.
Joshua
podniósł się, po czym zaczął iść w kierunku wyjścia z parku, zostawiając za
sobą zaskoczonego srebrnowłosego, który był świadom, że prawdziwe spotkanie nie
dobiegło jeszcze końca.
–
Gdzie idziesz? – zapytał.
–
Do domu – odparł krótko jasnowłosy.
–
Ale…
–
Niech Sherlock Holmes się dowie, jakie jest moje stanowisko – rzekł pełen
determinacji. – Nawet jeśli mój ojciec się mnie wyprze, ja nie będę miał na
sumieniu życia ludzkiego!
Rozumiał
go. Sam wielokrotnie się zastanawiał, czy droga, którą kroczy, nie powadzi
jedynie ku śmierci. Pamiętał legendę o złodziejach, którzy poszukiwali
kryształów i ich tajemniczych zgonach. Choć ich życia wiodły ku jednemu, to
kończyły się zawsze w dość specyficznym momencie. Nie zawsze krótkim i
bezbolesnym. To nie były wypadki, a prawdziwe morderstwa. Organizacja dążyła do
śmierci Kaito Kida. Nikt nie pojmować, dlaczego akurat jego wybrali sobie na
cel, a nie Anadeath, która była epicentrum wszystkich zdarzeń. Lecz jego zadaniem nie było rozmyślanie, a
działanie.
–
Ana Death – powtórzył cicho imię dziewczyny. – Nawet twe imię zwiastuje
niechybną śmierć.
Miłego czytania i oczywiście zapraszam do oceny rozdziału :)
łoo *.* jest parę błędów do których mogłabym się przyczepić, ale kiedy rozdział jest świetny to nawet ich nie zauważam :) czekam na ciąg dalszy i życzę weny ^^
OdpowiedzUsuńBłędy to na pewno są :) Świat by nie istniał bez nich.
UsuńCieszę się bardzo, że rozdział ci się spodobał!
tak na marginesie chciałam jeszcze podziękować za cenne rady,których mi wcześniej udzieliłaś, zastosowałam się do nich i myślę, że jest już lepiej :) jak będziesz miała czas to wpadnij ^^
UsuńA nie ma za co :) Oczywiście postaram się wpaść, ale póki co mam tyle roboty, że nie wiem, kiedy dokładnie to nastąpi :)
UsuńPoczątek i koniec pierwszego fragmentu rozdziału bardzo mi się spodobał. Był taki poetycki, magiczny - chodzi mi o opisy. Bardzo mi się spodobały.
OdpowiedzUsuń