Rozdział 3 - Wyścig
Nie końca była do pewna, jak powinna
była zachować się w zaistniałej sytuacji. Wiedziała, że w tej chwili nie może
niczego zmienić, a sama informacja dotycząca jej prawdopodobnej śmierci, była
wystarczającym argumentem, by spełnić żądania Crime’a i Lucy.
Biegnąc w stronę bezpieczników, zaczęła
układać w głowie plan, który pozwoliłby jej szybko zakończyć zadanie i zdobyć
tajemniczy klejnot. Nigdy nie była mistrzem w tych sprawach, lecz od powodzenia
(bądź niepowodzenia) misji zależało jej życie. Nie mogła sobie pozwolić na
jakikolwiek błąd czy tchórzostwo. Musiała stanąć naprzeciw zadania, zachowując
zimną krew. Była świadoma tego, że banalna czynność, jaką wydawało się być
wyłączenie prądu, wiąże się z przybyciem nagłej paniki wśród ludzi,
znajdujących się w budynku. Potrzebowała działać szybko i sprawnie, unikając
jakichkolwiek komplikacji.
Stanęła naprzeciw żółtej skrzynki,
biorąc co chwilę głębokie wdechy, by chociaż trochę się uspokoić. Sam fakt, że
tuż nad nią stał Crime, nie dodawał jej otuchy, gdyż czuła, iż w razie
zagrożenia, nie przybędzie jej na pomoc.
Wyciągając swoją rękę do przodu,
wiedziała, że wraz z przełączeniem wszystkich przycisków w dół, potwierdzi
swoją decyzję, tym samym sprawiając, że nie będzie odwrotu.
Szybko, nie chcąc znowu doznać
zawahania, zmieniła pozycję wszystkich wyłączników. Odwróciła się i wzrokiem
pełnym determinacji spojrzała na Crime’a, który z niecierpliwością czekał na
jej odpowiedź.
– Zabierz mnie do kryształu! – syknęła
ostro, podnosząc prawy kącik ust lekko do góry.
– Pomieszczenie
nad nami. – Wskazał palcem do góry. – Powodzenia.
– Uśmiechnął się delikatnie, próbując dodać Anadeath odwagi.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, po
czym postanowiła się zdać na czary nowego „przyjaciela”. Zamknęła oczy, czując
ten sam strach i uczucie bezsilności, które poznała stosunkowo niedawno. Tonąc w ciemnym morzu, wyciągała ręce przed
siebie, czekając aż ktoś ją uratuje. Tym razem wiedziała, że jest to chwilowy
stan, którego będzie doznawała wraz z każdym „przeniesieniem” Crime’a, lecz i
tak nie mogła się pozbyć jednej myśli. „Zaraz umrę”. Świadomość fałszywości
tego stwierdzenia nie pomagała jej ani trochę przyzwyczaić się do stanu, w
którym się znalazła.
Nagle czas jakby się zatrzymał się. Jej
ciało zaczęło unosić się tuż nad podłogą ogromnej sali, w której tuż przy
ścianach stały porozstawiane gabloty. Z obecnej pozycji Anadeath nie była w
stanie dojrzeć, co może znajdować się wewnątrz nich, lecz sam ekskluzywny
wystrój, ogromne, pozłacane żyrandole i eleganckie tkaniny, w które były
oplecione podwyższenia, sugerowały, że nie są to jakieś zwykłe świecidełka.
– Skończył
ci się czas – powiedział Crime, który jak zawsze znał odpowiedni moment, by
o czymś takim ją poinformować.
Z lekka zirytowana zaczęła się
przygotowywać na dość bolesny upadek na twardą posadzkę, wyłożoną w całości
kamiennymi płytkami. Ludzie, którzy stali wcześniej niczym posągi, powoli
powracali do wcześniejszego paniki, nawet nie wiedząc, że przez krótką chwilę
pozostali w bezruchu. Anadeath dzięki temu zaklęciu zyskała przewagę nad nimi,
a przynajmniej w taki sposób próbowała siebie pocieszyć, gdyż nie wiedziała, co
ma dalej z sobą zrobić.
– Auć! – syknęła cicho, gdy uderzyła
ciałem o podłogę, upadając po zakończonym zaklęciu.
Przewróciła oczami, wstała, a następnie
zaczęła rozglądać się wokoło, próbując dojrzeć jakikolwiek piedestał, w którym
mógł się znajdować domniemany klejnot. Nie mogła liczyć na niczyją pomoc, a
szczególnie na „dobrodziejstwo” Crime’a, który pomimo wcześniejszej chęci na
odnalezień kryształu, teraz nie chciał nawet kiwnąć palcem. Duch, wymysł
wyobraźni Anadeath, czy inna nadprzyrodzona siła? Niewiele ją to obchodziło w
sytuacji, gdy jej życie było zagrożone. Westchnęła pod nosem, a następnie
zaczęła cicho kierować się w stronę kolejno poustawianych gablot, w których na
atłasowych poduszeczkach były ułożone najróżniejsze diamenty, szmaragdy, rubiny
i inne cenne minerały, których dziewczyna nie znała. Korzystając z zamieszania,
wywołanego poprzez wyłączenie prądu, mogła bez problemu przeciskać się między
ludzi, nie budząc żadnych podejrzeń. Ocierając się szczupłą sylwetką, którą
oplatał czarny materiał, dotykała ciał najróżniejszych ludzi, ubranych w
eleganckie i drogie stroje. Jedynie mała cząstka osób, znajdujących się
wewnątrz, odstawała od reszty w charakterystyczny sposób. Właśnie oni w obliczu
takiej sytuacji zachowali zimną krew i stali spokojnie, czekając aż zakończy
się ten całkowity chaos.
– Chcę
do domu! – pomyślała zrozpaczona dziewczyna, rozglądając się wokół sali w
poszukiwaniu tajemniczego kryształu.
Niespodziewanie dziewczyna zamarła.
Niepewnym ruchem głowy zaczęła kierować swój wzrok w stronę wystawy,
znajdującej się bliżej środka, tuż przy grupce ludzi, która wydawała się być
dla Anadeath podejrzana.
– Policja.
– To była jej pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy, gdy zdała sobie
sprawę, gdzie może się znajdować kryształ.
Powoli zaczęła podchodzić do piedestału,
starając się tym razem omijać ludzi. Nie wiedziała, w jaki sposób zdobędzie
poszukiwany przedmiot, nie narażając siebie na zdemaskowanie. Czujniki ruchu,
gruba warstwa szkła i grupa domniemanych policjantów, sprawiały, że coraz
bardziej bała się tego zadania i jego konsekwencji. Nie miała nikogo, kto
mógłby jej pomóc (Crime’a nawet nie liczyła). Była zdana tylko na siebie.
Po całej sali rozległ się dziwny dźwięk,
przypominający pstryknięcie palcami. Zdezorientowana Anadeath zaczęła
gorączkowo rozglądać się dookoła, lecz nawet ze swoim genialnym wzrokiem, nie
była w stanie niczego dojrzeć. Nie było dla niej to w żaden sposób
pocieszające. Ktoś musiał coś zrobić i nie był to przypadkowy gest.
Wtedy poczuła na sobie czyjś wzrok.
Spojrzała na zbiegowisko, które w osłupieniu przyglądało się jej. Nie rozumiejąc,
co się dzieje, przesunęła się lekko na bok. W tym samym momencie grupa ludzi
stojąca przy miejscu, gdzie mógł się znajdować klejnot, zaczęła mierzyć w nią
pistoletami, wcześniej schowanymi za marynarkami.
– Nie ruszać się!!! – krzyknął
najstarszy z mężczyzn o poważnej twarzy, na której widniały oznaki zbliżającej
się starości. Wysoki, szczupły, ubrany w wyraźnie za luźny garnitur, patrzył na
Anadeath zielonymi oczami, które były pełne determinacji i satysfakcji. – Stój,
bo strze… – Nie zdążył dokończyć, gdyż w ciągu jednej chwili jego broń
wyparowała, a w jej miejsce znalazła się gumowa zabawka, w kształcie kaczuszki,
która przy każdym naduszeniu wydawała charakterystyczne Kwa, Kwa.
– Oj, oj! Inspektorze Tokori!
Mało zaskoczony policjant odwrócił się.
Niespodziewanie rozległy się brawa i pogwizdy. Wszyscy zdawali się być
zadowoleni z chwili, gdy na szklaną gablotę stanął młody mężczyzna ubrany w
ekskluzywny, biały garnitur. Jego biała peleryna delikatnie falowała wraz z
każdym ruchem młodzieńca, tworząc niezapomniany efekt. Ta postawa, wygląd i
zachowanie… Anadeath miała wrażenie, że właśnie przed nią odżyła dawna legenda,
którą znała jedynie z powieści z innego świata – francuskiego Arsene Lupina*.
Nie wierzyła własnym oczom. Już wcześniej miała wrażenie, że śni, lecz im
bardziej wydarzenia posuwały się do przodu, tym bardziej nie mogła uwierzyć, że
to wszystko dzieje się naprawdę.
Zrobiła krok do przodu, lecz nagle
poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła się i ujrzała stojącego za nią
Crime’a, który będąc duchem, dotykał jej ciała. Coraz mniej rozumiała. Coraz
bardziej pragnęła uciec z tego miejsca i nigdy więcej nie wracać do tego
koszmaru, lecz spokojna twarz mężczyzny zabraniała jej odejść. Czuła, że on
cierpi. Była świadoma, że gdyby teraz odwróciła się od niego, nie potrafiłaby
sobie wybaczyć.
– Inspektorze Tokori! Ładnie to tak
traktować damy? – odezwał się tajemniczy młodzieniec, który wciąż spoglądał na
zawstydzoną Anadeath, mając wymalowany na twarzy delikatny uśmiech.
Zegar wybił godzinę, serce dziewczyny
zabiło wyraźniej mocniej i wtedy do McHerish dotarła pewna prawda. Już
wcześniej zdawało jej się, że zna tę postać nie tylko z książek. Ten lekko
skrzeczący głos, czarne, nastroszone włosy, przykryte białym, wysokim
kapeluszem, lekko zadarty nos i kolor oczu. Nawet mając na sobie taki strój i
niewielkie szkiełko na oku, chłopak nie był w stanie ukryć swojej prawdziwej
tożsamości przed Anadeath.
– Kai–to – szepnęła do siebie cicho, nie
chcąc, by ktokolwiek ją słyszał.
– Kaito Kid! – Zebrani usłyszeli
złowrogie syknięcie. – Łapać go!!! – Po rozkazie Inspektora, wszyscy rzucili
się na ukochanego McHerish.
Chłopak podniósł rękę do góry, po czym
rzucił na ziemię trzymaną w dłoni białą kulkę. Wnet po całym pomieszczeniu
uniósł się kredowy dym, który zasłonił zebranym pole widzenia. Dziewczyna
próbowała od niego odskoczyć, lecz nie miała szans całkowicie uciec, gdyż puch
za szybko się rozprzestrzeniał. Gdy tylko do niej dotarł, poczuła pieczenie w
oczach. Szybko zaczęła przecierać je rękoma, pogarszając jedynie sprawę.
– Przygotuj
się! – Niespodziewanie ostrzegł ją Crime, który dokładnie śledził, co robi
Kaito.
Anadeath wiedziała, czego może się
spodziewać. To już był trzeci raz, przy którym mogła doświadczyć dosyć
bolesnego przeniesienia. Szybkie i
wygodne przemieszczenie się z jednego miejsca w drugie było prostym sposobem,
by sprawnie znaleźć się w punkcie docelowym, lecz świadomość istnienia uczucia,
które jemu towarzyszyło, niszczyło wszystkie
jego pozytywne cechy.
KAITO
Stał na dachu budynku, czekając na
kobietę, którą spotkał na sali. Już od chwili, gdy tylko ją ujrzał, wiedział,
że nie jest to zwykły gość. Będąc świadomym istnienia „drugiej osoby”, baczniej
przyglądał się wydarzeniom, których był świadkiem. Każdy rabunek był dla niego
idealnym momentem, by spotkać kogoś takiego. W chwili, gdy w końcu udało mu się
dokonać zamierzonego celu, nie wiedział, czy dobrze postąpił. Ściągnął na
siebie niepotrzebne niebezpieczeństwo, dodatkowo zwiększając ryzyko
niepowodzenia misji.
Trzymając w dłoni minerał, był świadomy
tego, że nie jest to poszukiwany przez niego przedmiot. Lata praktyk (i zarazem
niepowodzeń) nauczyły go, jak łatwo odróżnić prawdziwy kryształ od tych fałszywych. Z lekka zniesmaczony spojrzał po raz
ostatni na przezroczysty kamień, przypominający z wyglądu diament, który
spoczywał na jego prawej dłoni, owiniętej białą rękawiczką. Westchnął, a
następnie zgniótł przedmiot w dłoni tak, jakby to była zwykła kreda.
Wyprostował swoje palce, by oddać powstały pył w ręce wiosennego wiatru, który
szalał na wysokości kilkunastu pięter.
– Co ty robisz?!
Usłyszał nagle donośny krzyk. Uśmiechnął
się delikatnie pod nosem, a następnie obrócił, by przenieść swój wzrok na
młodą, wysportowaną dziewczynę o włosach w kolorze śniegu, która przyglądała
się jego sylwetce, stojąc po drugiej stronie dachu.
– Z kim się ścigasz? – zapytał
złośliwie, wprawiając dziewczynę w zakłopotanie. – Ze śmiercią?
– A żebyś wiedział, że prowadzę wyścig
ze śmiercią! – odpowiedziała mu, sprawiając, że Kaito nie był w stanie dalej
prowadzić rozmowy na ten temat. – Czemu zabrałeś kryształ!?
– Po prostu chronię prawdziwy przed
takimi złoczyńcami jak TY! – Wskazał na nią palcem.
– To
na pewno ten sam Kaito? – zapytała w myślach Anadeath. – Jak dla mnie, to
ty też nie jesteś za święty!
Chłopak zrobił krok do przodu, po czym
zatrzymał się. Niepewny swojej decyzji zaczął się zastanawiać, czy na pewno
dobrze postępuje. Jego ciało delikatnie drżało w strachu przed tajemniczą
kobietą. Miał wrażenie, że skądś ją zna, lecz nie mógł w żaden sposób jej sobie
przypomnieć.
– Kim jesteś? – Nieświadomie
wypowiedział pytanie na głos.
W tym właśnie momencie nastąpiła dłużąca
się i niepokojąca cisza. Oboje stali w milczeniu, przyglądając się sobie nawzajem.
Bitwa, która toczyła się w ich myślach, była niezwykle zacięta. Każdy kolejny
krok, ruchy, czy słowa. Starali się przewidzieć wszystko, próbując odnaleźć
właściwe odpowiedzi.
– A ty, kim jesteś? – zapytała w końcu
Anadeath, starając się wyprowadzić z równowagi przeciwnika.
– Phi! – prychnął pod nosem, po czym
zasłonił swoją twarz kapeluszem, którego owalną cześć wytarł palcami. – My name
is Kaito Kid. A ty?
Nieświadomie Anadeath zaczęła grać w
jego grę.
– My name is … – zawahała się na chwilę,
gdyż od jej odpowiedzi zależało tak naprawdę całe jej życie – … BlackRoses. –
Podniosła głowę do góry, ręką zaczęła sięgać ku nocnemu niebu. Palcami dłoni
chwyciła gumkę od włosów, a następnie pociągnęła ją, uwalniają burzę białych
włosów. – Zgaduję, że ty też poszukujesz kryształu?
– Nie inaczej – powiedział spokojnym
głosem, przyglądając się jej przepięknym kosmykom, które tańczyły wraz z każdym
powiewem wiatru. – Powinnaś się raczej nazywać WhiteSnow.
– Nie umiesz tworzyć nazw. – Zrobiła
kilka kroków do przodu, po czym zatrzymała się. – Oddasz to, co do mnie należy?
– Posiadam coś twojego? – Przechylił
lekko głowę na bok, próbując udawać niewinnego. – Nawet, jeśli to byłaby
prawda… Czy mam obowiązek zwrócić Ci to, co należy do mnie?
– Kto dał Ci takie prawo?
– Nikt, ale zarazem mogę zadać tobie to
samo pytanie. – Poruszył się, coraz mocniej się do niej zbliżając.
– Dlaczego
z nim rozmawiam w taki sposób? – Wciąż zastanawiała się nad swoim
postępowaniem. – Wydaje mi się, że … już
kiedyś to się wydarzyło…
– Od kiedy tylko pamiętam, ojciec zawsze
mi powtarzał „Zostaliśmy stworzeni do wyższych celów. Żyjąc jak ludzie, dajemy
sobie tylko powód do dumy. Kryształ jest
naszym Panem. To on wskaże nam świat, w którym będziemy Bogami”. – Stanął tuż
przed nią, spoglądając prosto w jej oczy. – Zgadzasz się z tym?
– Mogę to samo powiedzieć o sobie! –
Dogryzła mu, nie przestając podziwiać jego spokojnej twarzy. – Zaraz tu
przyjdzie policja…
– Ty naprawdę nic o sobie nie wiesz. Ani
o swojej mocy. – Uniósł do góry dłoń, chcąc dotknąć jej bladego i zimnego
policzka. – W tej chwili nie stanowisz dla mnie zagrożenia. Twoje zło nie jest
przeszkodą dla mojego dobra. – Dzieliły ich tylko milimetry, lecz i tak było to
za daleko. Anadeath z prędkością dźwięku chwyciła za nadgarstek chłopaka,
odsuwając go od siebie.
– Przyjmuję wyzwanie!!! – krzyknęła tak
głośno jak tylko potrafiła. – Co się ze
mną dzieje? Przecież to Kaito! Dlaczego…
Z uśmiechem na twarzy odwrócił się od
niej, po czym zaczął iść w kierunku krawędzi budynku. Stanął na samym brzegu
dachu, przekręcił swoje ciało i spojrzał opiekuńczym wzrokiem na Anadeath,
która czekała na dalszy rozwój zdarzeń.
– My Lady!
Chwycił za krawędź peleryny, a następnie
ukłonił się lekko dziewczynie. Będąc z lekka zdezorientowana, nie wiedziała, co
się dzieje. Dopiero po chwili, gdy Kaito zaczął osuwać się w głąb świateł
miasta, zrozumiała, że chłopak próbuje spaść z budynku. Wyciągnęła rękę do
przodu, mając złudną nadzieje, że go złapie. Wystraszona i przerażona patrzyła
jak znika jej z oczy. Zaczęła biec, myśląc, że jakoś uda się jej zaradzić
nieszczęściu, lecz już go nie było. Kilka razy zamrugała oczami, próbując
sprawdzić, czy aby na pewno nie ma omamów wzrokowych. Wtedy pojęła, co tak
naprawdę się wydarzyło. Śmiejąc się i łapiąc ręką za czoło, przeklinała swoją
głupotę.
– Naprawdę to całe przeniesienie, to
wygodna rzecz… Hahaha!!!
– Nie
chcę Ci psuć zabawy, ale zaraz na pewno zjawi się tu policja, a nie za bardzo
marzy mi się iść z tobą do więzienia! – skarcił ją Crime, który odezwał się
po dłuższej chwili przerwy.
– Teraz coś mówisz?! – wrzasnęła w jego
kierunku, nie mogąc mu wybaczyć, że zostawił ją samą z Kaito i po raz kolejny
nic jej nie wytłumaczył. – Przenieś mnie, a potem pogadajmy!
– Jak
sobie chcesz… – rzekł, zakładając ręce za głowę, by następnie wykonać jej
polecenie.
ANADEATH
Leżała w swoim łóżku, będąc przykryta
kocem w czarno–niebieskie wzorki. Wstała, rozejrzała się po pomieszczeniu, w
którym się znajdowała, a następnie podeszła do włącznika światła, by rozjaśnić
przestrzeń. Początkowe oślepienie, którego doznała po zbyt długim przebywaniu w
ciemności, wystarczająco ją męczyło, lecz pragnęła jak najszybciej dowiedzieć
się, gdzie się znajduje. Dlatego starała się wyeliminować niewygodne uczucie. Kiedy
w końcu udało się jej otworzyć oczy do takiej pozycji, w której coś widziała,
doszła do wniosku, że znajduje się we własnym pokoju. Nie wierząc temu co
widzi, wyskoczyła z pomieszczenia i pognała do łazienki. Niepewnym wzrokiem
spojrzała na swoją twarz. Długie, blond kosmyki zasłaniały jej część, lecz gdy
tylko je ujrzała, radośnie pisnęła pod nosem, ciesząc się, że jej ciało
powróciło do normy. Próbując się uspokoić, walnęła się dłońmi w policzki, a
następnie jeszcze raz luknęła na lustro. Była ubrana w różową pidżamkę w
kolorowe kwiatki, która o dziwo zazwyczaj leżała na samym dnie szafy, nie będąc
używana przez większość czasu. Jej piękne, niebieskie oczy gapiły się we własne
odbicie, ciesząc się radośnie z powrotu.
– A więc Crime mnie odmienił!?
Dopiero po chwili do niej dotarło, że w
jej domu panuje całkowita cisza. Rozejrzała się wokoło, po czym wyszła na
korytarz, a następnie do swojego pokoju, lecz żadnym z tych pomieszczeń nikogo
nie zobaczyła. Zdziwiona i z lekka rozczarowana założyła swój blond kosmyk za
ucho, by po chwili smutnie opuściła głowę.
– To był tylko sen? Phi! – Zaśmiała się
pod nosem, przeklinając swoją głupotę. Palcami zaczęła ocierać swoje oczy, z
których zaczęły płynąć małe kryształki łez. – Dlaczego płaczę? – zapytała się
samej siebie, nie rozumiejąc swojego zachowania. Chwiejnym krokiem szła w
kierunku swojego łóżka, by rzucić się na nie i postarać się zasnąć. – Chcę
zapomnieć! – Krótko po tych słowach ogarnęła ją dziwna senność. Nie była w
stanie wstać ani się poruszyć. Jej powieki same opadały na dół, a mózg
podpowiadał jej, żeby usnęła. – Co się … – Nie potrafiąc nic więcej powiedzieć,
po prostu oddała się w ramiona Morfeusza*.
***
Stukając lekko obcasami o kamienne
płytki, kroczyła wzdłuż szkolnego korytarza, wciąż narzekając pod nosem. Jej
całe ciało było obolałe, a ona sama nie mogła się pozbyć z pamięci głupiego
snu, który sprawił jej tyle problemów. Zdegustowana, i przy okazji załamana
bała się wejść do klasy, w której już przy oknie siedział rozmarzony Kaito,
spoglądający w kierunku ulicy.
– Jak śniłam o Pani Lucy, to może i list
był moim wymysłem? – powiedziała z nadzieją, nie chcąc narazić siebie na
kolejne drwiny i żarty.
Anadeath wzięła głęboki oddech, weszła
do pomieszczenia, po czym zaczęła się kierować w stronę swojego miejsca, które
znajdowało się tuż obok jej wybranka serca. Niepewnie, krok po kroku zbliżała
się do Kaito, który wciąż pozostawał mało zainteresowany jej osobą. Nie
wiedziała, czy w związku z tym ma się cieszyć, czy być na niego zła. Niewiele
miała do wyboru, gdyż i tak decyzja należała do czarnowłosego chłopaka. Mogła
tylko usiąść i czekać aż on wykona kolejny ruch.
– Siadać miernoty jedne do ławek!!! – Klaszcząc
w dłonie, wychowawczyni zaczęła usadzać wszystkich uczniów klasy. Zdziwieni
nastolatkowe zaczęli posłusznie siadać na swoje miejsca, licząc na jakiekolwiek
wyjaśnienia ze strony nauczycielki. – Naprawdę niezmiernie nam miło Panią
gościć!!! – Ukłoniła się kilka razy, po czym odsunęła się na bok, pokazując
tajemniczej osobie, by weszła do środka.
Biała sukienka falowała wraz z każdym
ruchem kobiety, ukazując jej piękne, zgrabne nogi, które nie były zasłonięte
przez delikatny materiał od połowy ud. Stukając obcasami o szkolną podłogę,
sprawiała, że rosło napięcie wśród uczniów, który z osłupieniem przyglądali się
jej spokojnej i anielskiej twarzy. Włosy koloru podobnego do kosmyków Anadeath
tańczyły wokół jej tułowia, co chwilę ukazując czerwony pasek, zawinięty w
talii, dodatkowo podkreślający idealne piersi (które zachwyciły męską cześć
klasy).
– Witam drogie dzieci! Mam na imię Lucy
Heartfilia i dzisiaj przyszłam w odwiedziny do waszej szkoły! – Uśmiechem
objęła całą klasę, lecz jej czekoladowe oczy zwracały szczególną uwagę na
dwójkę uczniów, która w osłupieniu gapiła się na przybyłą kobietę.
Ciąg dalszy
nastąpi w rozdziale 4 „Królowa Smoków”
14 komentarze:
Prześlij komentarz