Rozdział 4 - Królowa Smoków
Tym razem wiedziała, że to
nie był sen. Widziała przed sobą Królową Smoków, która ukazała się jej w wizji
dzień wcześniej, ale dlaczego przyszła do ich szkoły, do tej konkretnej klasy?
Choć pytania się mnożyły, dziewczyna nie była w stanie na nie odpowiedzieć.
Niespodziewanie Anadeath skuliła
się. Czując coraz bardziej nasilający się ból głowy, wiedziała, że coś
się dzieje. Kolory, które były jeszcze przed chwilą intensywne, traciły są
barwę, stając się coraz bardziej mdłe. Każdy ruch jej kolegów zaczął się
spowalniać, a ich sylwetki szarzały wraz z każdą mijającą sekundach, aż w
pewnym momencie nastała cisza.
Ból ustał.
Anadeath podniosła do góry
głowę, rozglądając się wokół. Wszyscy zamarli w pozycji, która nastąpiła
dokładnie o 9:45:34. Godzinie, którą wskazywał zegar wiszący nad tablicą.
Bezbronni w zatrzymanym czasie, mogli tylko czekać.
– Boisz się?
Usłyszała czyjś głos, a
przecież była pewna, że nikt, oprócz niej, nie był w stanie poruszać się w tym
wymiarze. Dziwiąc się, spojrzała w kierunku biurka nauczyciela, za którego wyszła
Lucy Heartfialia. Idąc dostojnym krokiem w stronę Anadeath, uśmiechała się do
niej słodko, zapewniając ją tym samym, że nie ma złych zamiarów.
– Nie boję się! –
odpowiedziała w końcu McHerish.
– Zapewne nadal sądzisz, że
spotkanie ze mną było tylko snem? – zapytała się spokojnym głosem Królowa,
stojąc nas stolikiem uczennicy.
– Czyli niczego sobie nie
wymyśliłam?
– Oczywiście, że nie –
powiedziała Lucy. – Wiesz, dlaczego chcę z tobą ponownie porozmawiać?
– Zapewne chce się pani
dowiedzieć o wczorajszej nocy? – rzekła pytająco Anadeath, poprawiając końcówki
rozpuszczonych włosów.
– Chętnie posłucham.
– Kaito to Kaito Kid –
oświadczyła wprost, nie chcąc się z nikim cackać. – Wiem, że i tak nie uzyskam
odpowiedzi, ale nie mogłam dalej tego ukrywać! – Zagryzła swoją wargą,
powstrzymując się od obrzuceniem Heartfilii obelgami. – Dlaczego!? – Wstała,
uderzając rękoma o blat stołu. – Dlaczego mnie to spotkało!? Wiem, że tym samym
mogę dowiedzieć się, co spotkało moją mamę i uratować swoje życie, ale to jest
chore! Dlaczego wy, strażnicy, nie zareagowaliście wcześniej!? Przecież to
wasza wina, że kryształ dostał się w niepowołane ręce.
– Anadeath – szepnęła Lucy. –
Jeśli chcesz mnie uderzyć, to nie wahaj się. Jednak wiedz, że istnieją w
świecie prawa, których nikt nie ma prawa obejść. – Wzięła głęboki oddech. –
Nawet ja – dodała.
Uczennica zamilkła. Słowa
same cisnęły jej się na usta, lecz była świadoma tego, że pewnym rzeczy nie
należy mówić głośno. Nie znała ani prawdy, a tym bardziej kobiety, która przed
nią stała. Może miała prawo wypowiedzieć te słowa? Może sama przeżyła to, co
teraz przytrafia się jej? Nie wiedziała, więc nie chciała żałować później
swoich słów.
– Czy tym razem będzie
inaczej? Czy mam jakiś wybór? – zapytała wprost McHerish.
– Wybór? – powtórzyła. – A
cóż to takiego jest? – rzekła z nutką ironii w głosie. – Gdybym była kłamcą,
odpowiedziałabym: Tak, masz! – Zamknęła na chwilę oczy, by dać dziewczynie czas
na rozmyślenie tych słów. – Ale ja nim nie jestem i odpowiem: NIE! Jednak jest
co możesz zrobić. Podąż za tym, co jest ci przeznaczone i walcz!
– Mam szansę wygrać?
– Nie mogę ingerować zbytnio
w sprawy tego świata, ale mogę ci powiedzieć, że gdyby ktoś kilka lat temu
obwieścił mi, że stanę się Królową Smoków, to wszyscy uznaliby go za niepoczytalnego
– rzekła, śmiejąc się cichutko pod nosem.
– Czyli jedyne, co mogę
zrobić, to szukać tego cholernego kryształu, a następnie oddać go tobie? –
spytała podchwytliwie, licząc, że uda jej się uzyskać jakieś potrzebne
informacje.
– Tak by było najlepiej –
odpowiedziała Heartfilia.
– Co z nim zrobisz? –
Próbowała dalej.
– Domyślam się, że chcesz
odkryć mój malutki sekret, ale to jeszcze nie jest ten czas.
Anadeath nagle ujrzała jak
kobieta odwraca się od niej i zaczyna iść w stronę biurka. Wiedziała, że to koniec
rozmowy. Pragnęła zapytać jeszcze o tak wiele rzeczy, jednak nawet gdyby
błagała, nic by nie uzyskała. Ona sama się nie liczyła. Najważniejszy był
kryształ i jego moc, a nie kobiety, które w jego poszukiwaniach traciły życie.
– Ale w zasadzie, dlaczego one
ginęły? – pomyślała McHerish,
próbując odkryć sens śmierci jej poprzedniczek, którego w zasadzie nie było.
– Uważaj, bo nie tylko ty
chcesz go zdobyć – odezwała się Heartfilia, wyrywając uczennicę z rozmyślań. –
Nikogo nie obchodzisz, dlatego jeśli staniesz komuś na drodze – wzięła głęboki
oddech, a następnie spojrzała troskliwym wzrokiem na dziewczynę – wyeliminuje
cię.
Kobieta podniosła do góry
palce. Pstryknęła nimi kilka razy, powoli przywracając prawidłowy tor czasu.
Uczniowie odzyskiwali kolory, a ich ruchy stawały się coraz to bardziej
dynamiczne. Nadal poruszeni widokiem obecnej Lucy Heartfilii, nie wiedzieli, że
w rzeczywistości minęło już kilka minut, które przeżyli w stanie nieruchomym.
Niespodziewanie zadzwonił
telefon. Wszyscy wzdrygnęli się na ten dźwięk, znając szkolne zasady o zakazie
używania komórki podczas lekcji. Jednak tym razem on nie należał do żadnego z
podopiecznych, tylko do młodej królowej, która z niepokojem odebrała
połączenie. Nic nie mówiła, tylko słuchała, aż w pewnym momencie rozłączyła się
i ze smutkiem w głosie, rzekła:
– Przepraszam was wszystkich,
ale niestety nie mogę dzisiaj spędzić z wami czasu. Obowiązki wzywają, a
przecież one są najważniejsze.
Jeszcze mówiąc, podeszła do
okna i wyskoczyła przez, znikając jak kamfora, gdy uczniowie tylko wyjrzeli na
zewnątrz.
– Kłamstwo – pomyślała McHerish, odkrywając
prawdziwe zamiary kobiety.
***
Plan, który postanowiła
wprowadzić w życie, opierał się na niezwykłej analizie sytuacyjnej. Stojąc
przed budynkiem, szkoły wciąż nie wiedziała, czy jest w stanie go
wprowadzić. Potrzebowała pomocy, lecz w tej sytuacji, gdy Crime ją
opuścił, nie miała zbyt dużego wyboru.
Próbując zrozumieć słowa i
postępowanie Lucy, kobiety, która pragnęła zdobyć kryształ, nie mogła być
pewną, że postępuje właściwie. Nie znała jej. Nie wiedziała, jakie ma zamiary,
ale w tej sytuacji mogła zaufać tylko jej.
Wychylając się za kolumny co
kilka sekund, czekała w niecierpliwości, aż on wyjdzie. Było to dość podobne
zdarzenie do tego sprzed dnia, ale tym razem nie mogła uciec. Nie chciała ani z
nim rozmawiać, ani tym bardziej zostawiać listu, ale śledząc go, pragnęła się
upewnić, czy jej przypuszczenia są aby na pewno słuszne. Mogła podejrzewać
Kaito o bycie Kaito Kid’em, ale brakowało jej dowodów, które mogła zdobyć tylko
w ten jeden sposób.
Śledzenie!
Nigdy w życiu nie bawiła się
w detektywa, lecz wiedza uzyskana z seriali kryminalistycznych była na tyle
duża, by nie zdradzić się za pierwszym podejściem. Musiała wyglądać dość
naturalnie i nie rzucać się w oczy, a przecież Kaito nigdy na nią nie zwracał
uwagi, więc nie trudno było przemknąć się obok niego. A przynajmniej tak
myślała zestresowana dziewczyna.
Wzdychając, nagle ujrzała jak
jej obiekt badawczy wychodzi z placówki, kierując się, jak zwykle, samotnie w
kierunku swojego domu. Anadeath przeczekała chwilę, a następnie ruszyła za nim,
nie chcąc budzić żadnych podejrzeń. Na początku zestresowana, trzęsła się jak
osika, nie potrafiąc utrzymać nerwów na wodzy. Jednak z czasem zaniepokojenie
zaczęło mijać, gdy Kaito bardziej zainteresował się zbiorem opowiadań o
Sherlocku Holmsie, które miał w zwyczaju czytać podczas wędrówki do domu. Wciąż
uważając na niepotrzebne dźwięki, stawiała ostrożne kroczki, znając złośliwość
miejskich chodników i ich „łaty”, tworzące wzór podobną do skóry dalmatyńczyka.
Kiedy zaczęli dochodzić do
parku, oboje się zatrzymali. McHerish, woląc trzymać pewien dystans, usiadła na
pobliskiej ławeczce, spoglądając na zaczytanego Kaito, opierającego się o
barierkę mostu, pod których znajdował się staw z kaczkami, łabędziami i
żółwiami. Poprawiają co chwilę swoje czarne kosmyki, sprawiał, że na twarzy
nastolatki zaczęły pojawiać się czerwone wypieki. Pamiętała dokładnie, że
wysłała mu list, a to oznaczało jedno. Znał jej uczucia. Zażenowana tym faktem,
schowała twarz za dłońmi, lecz już po kilku sekundach ogarnęła się,
przypominając sobie, dlaczego tu przyszła.
Powracając do szpiegowania,
poczuła, że coś się dzieje. Nie potrafiła dokładnie opisać i zdefiniować tego
uczucia, ale wydawało się jej dosyć znajome. Patrzyła na Kaito bacznie,
równocześnie rozmyślając na ten irytujący temat. W pewnym momencie, jak grom z
jasnego nieba, spadła na nią odpowiedź.
– Kiedy spotkałam Crime’a – pomyślała, uderzając się w głowę. – No
przecież – rzekła na głos, wprawiając przechodniów w niemałe zakłopotanie.
Z prędkością światła zamknęła
usta, zdając sobie sprawę z tego, że powinna milczeć. Kaito nie mógł jej
usłyszeć, a tym bardziej zobaczyć. To zniszczyłoby jej cały plan.
Wzięła głęboki oddech, a
następnie odwróciła się. Zszokowana nowym widokiem przetarła swoje oczy, lecz
nawet to nie pomogło. Tak samo jak w klasie, tak teraz wszystko zaczynało
tracić swe kolory, robiąc się szare, a elementy żywe robiły się coraz
wolniejsze, aż w końcu stanęły w miejscu. Tylko ona i Kaito byli
stworzeniami zdolnymi do jakiegokolwiek ruchu.
– To już czas – powiedział na
głos Kaito, zamykając głośnio czytaną książkę. – Jesteś przygotowana? – zwrócił
się do kogoś, poprawiając swoje włosy.
– Z kim rozmawia? – pomyślała Anadeth, marząc, by móc
podejść bliżej i sprawdzić.
– Zostań w miejscu i nic nie mów!
Dziewczyna usłyszała czyjś
głos. Nie znała go jeszcze zbyt dobrze, lecz spokojnie mogła go rozpoznać.
Odwracając się do tyłu, wiedziała, do kogo ma się zwrócić.
– Witaj, Crime! – przywitała się w myślach. – Co tutaj robisz? I co się w tu
dzieje?
– Zapewne to jedna z mocy tej
kobiety.
Mężczyzna w czarnym płaszczu
obszedł dookoła drzewo, a następnie schował się za nim tak jakby wiedział, że
ktoś inny może go zobaczyć.
Anadeath nawet nie chciała o
nic zbytnio pytać, gdyż od razu domyśliła się prawdy. Skoro ona sama miała
strażnika w postaci zadufanego, czarnowłosego ducha, to tym bardziej Kaito mógł
posiadać kogoś takiego. Rozumiejąc dokładnie sytuacje, w jakiej się znaleźli,
podeszła do Crime, chcąc mu coś obwieścić.
– Chcę mieć pewność, że Kaito i Kaito
Kid to ta sama osoba – pomyślała
McHerish.
– Kreatywnością w związku z nazwą się
nie wykazał – prychnął
mężczyzna, wciąż przyglądając się dwójce ludzi, stojących na moście.
– Idziemy? – odezwał się
niespodziewanie Kaito, szukając jakiegoś przedmiotu w kieszeni.
Zaciekawiona Anadeath
przypięła się do drzewa, wysilając swój wzrok na tyle, aby ujrzeć wszystko co
zaraz się wydarzy. Była już tak blisko prawdy, że nie miała najmniejszego zamiaru
się wycofywać.
W momencie, gdy blondynka
ściskała z całej siły korę dębu, młody chłopak wyjął ze spodni biały, niewielki
klejnot, który przez moment miętosił w palcach. Dopiero po kilku sekundach
podniósł go i dotknął nim miejsca w okolicach serca. Wnet jego ciało pokryło
się kostiumem, który był charakterystycznym atrybutem złodziejaszka. Biała
peleryna, śnieżny garnitur z niebieską koszulą i czerwonym krawatem, pojedyncze
szkiełko na prawym oku i wysoki kapelusz, który przypominał ten noszony przez magików.
– WIEDZIAŁAM!!! – krzyknęła w myślach Anadeath,
nie mogąc wyjść z zachwytu, że jednak miała rację. – I jak jest w tej postaci, to robi
się nagle z niego niezły kobieciarz! Ja już mu dam! – syknęła, strzykając pięściami,
które przygotowywała na kolegę z klasy. – Co? – zapytała na głos, gdy
niespodziewanie chłopak znikł z jej oczu.
KAITO
Samo pojawienie się w szkole
tej kobiety było nadzwyczaj dziwne i nieprawdopodobne. Dlaczego miała akurat
tutaj przyjść? Jedyna odpowiedzieć, jaka mu przychodziła na myśl, to on sam.
Znał ją. Już wcześniej rozmawiali ze sobą kilka razem, lecz teraz było inaczej.
Czyżby pojawiła się w związku z nowym zagrożeniem? Pragnęła mu pomóc, a może
przeszkodzić?
Nie czekając, gdy Lucy doszła
tylko do tablicy, chwycił kryształ trzymany w kieszeni i zatrzymał czas, chcąc
od razu porozmawiać z Heartfilią.
– Co tu robisz?! – krzyknął
na starcie, agresywnie wstając i odrzucając do tyłu swoje krzesło. – Chcesz
mnie teraz wystawić?
– Nie – odpowiedziała
niewinnym głosikiem.
– Ach! – odetchnął z ulgą,
rzucając się na krzesło, które dziwnym trafem już wróciło na swe miejsce. – To
możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego twoja szlachetna osoba tu zawitała?
– Bez powodu – rzekła,
dziwiąc się jego reakcją.
– Kłamiesz, Lucy – powiedział
Kaito. – Zbyt dobrze cię znam – dodał, opierając się głową o ławkę.
– Pewnie sądzisz, że chodzi
mi o wczorajszą niespodziankę?
– A niby o co innego? –
zapytał z nutką ironii w głosie. – W życiu bym się nie spodziewał, że ktoś
wyśle jakąś dziewczynę, by mi przeszkodziła. A tak poza tym, to nawet niezła
babka z niej była.
– Możesz jej to powiedzieć
przy następnym spotkaniu. – Zadrwiła, wciąż nie ruszając się z miejsca. – Co
sądzisz o tej młodej damie?
– Mogę się założyć o
wszystkie skarby, które zdobyłem, że znasz jej tożsamość – mruknął pod nosem. –
Chciałbym z nią stoczyć jakąś bitwę, ale wydaje się być świeżakiem w tej
profesji. Nawet dobrze nie umiała korzystać z magii.
– Dopiero wczoraj dowiedziała
się prawdy – rzekła opanowana.
– Żartujesz?!
– Mam ci przypomnieć twój
pierwszy dzień? – zapytała chwilę przed tym, jak jakiś przedmiot poleciał w jej
stronę. Złapała go szybko, po czym podała z powrotem Kaito, który wyraźnie
wyraził niechęć do jakichkolwiek wspominek. – Myślisz, że to coś mi zrobi?
– Raczej nie, ale spróbować
nie zaszkodzi – odpowiedział, skupiając wzrok na jakimś punkcie za oknem. –
Może lepiej już skończmy? – zaproponował, wiedząc, że ta rozmowa prowadzi do
nikąd.
– Jak chcesz, Kaito Kid!
***
Chodź dzień w szkole już się
skończył, jego drugie życie wymagało pielęgnacji, przez co nie mógł sobie
pozwolić na chwilę spokoju. Pragnąc choćby na minutę wyciszyć się, postanowił
pójść do parku i poczytać książkę, którą niedawno zaczął przeglądać.
Gdy tylko przekroczył wejście
do szkoły, przeszły po nim dziwne dreszcze. Odwrócił się, jednak w tłumie
idących uczniów nie mógł nic dojrzeć. Niezbyt usatysfakcjonowany takim zbiegiem
okoliczności, postanowił przeczekać kilka minut i sprawdzić, czy wciąż
ogarniające go przeczucie niepokoju nasili się.
– Ktoś cię śledzi.
Usłyszawszy czyjś głos,
wiedział, ze to nie może być przypadek. Jego strażniczka była dość potężnym
duchem, by wyczuć zbliżające się zagrożenie. Wysyłając ją każdego dnia na
zwiady, stworzył rutynę, dzięki której mógł jeszcze oddychać na tym świecie. Choć
nigdy nie widział swojej opiekunki, czuł jej obecność i mógł ją usłyszeć. To
zawsze wystarczało, by przeżyć.
– Kim jest wróg? – pomyślał, mając oczy wlepione w tą
samą stronę książki co wcześniej.
Nie potrafiąc dłużej
wytrzymać napięcia, obrócił głowę i wtedy ujrzał zarys postaci, którą dość
dobrze znał. Anadeath. Ta jedna myśl przemknęła mu przez
głowę. Zdziwiony i już spokojny, mógł bezpiecznie powrócić do czytania, nie
musząc obawiać się, że ktoś go zaatakuje od tyłu podczas spaceru. Jednak wciąż
jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Dlaczego ona w ogóle śledzi? Nie wiedział.
Skręcając w najbliższą
alejkę, doszedł do początku parku, w którym miał zwyczaj odpoczywać po szkole.
Noce miał zawsze zerwane, a warunki panujące w domu nie zachęcały go do powrotu.
Wygodnie opierając się o
drewnianą barierkę mostu, mógł wreszcie cieszyć się rozkoszą z lektury. Prawie.
Tuż obok niego, a dokładnie za drzewem, na ławeczce, siedziała smukła
dziewczyna, wciąż sądząca, że on jej nie widzi. W zasadzie nawet mu nie przeszkadzała,
więc postanowił nie tracić na nią nerwów.
Poprawił swoje czarne włosy i
zajął się czytaniem.
Kolejne strony przygód
Sherlocka Holmesa dawały mu niezwykłą radość, lecz on sam wiedział, że to
zgubny nawyk i nie ma czasu. Minęło już wystarczająco minut, by
zaprzestać odpoczynku. Liczyła się każda sekunda, a szczególnie w przypadkach
napadów w innych krajach, w których panowały różne strefy czasowe.
– To już czas – powiedział na
głos, zamykając głośnio czytaną książkę. – Jesteś przygotowana? – zwrócił się
do opiekunki, głaszcząc się po głowie.
– Tak, panie.
Usłyszawszy jej głos, mógł
być pewien, że może wykonać kolejny ruch. Powoli wyjmując z kieszeni biały
kryształ, zatrzymywał czas, nie chcąc, aby ktoś przez przypadek go nie
zobaczył.
– Idziemy? – rzekł cicho.
Ułożył klejnot w okolicach
piersi i dał sygnał opiekunce, by go przemieniła. Posłusznie wykonując zadanie,
przyodziała go w charakterystyczną biel. Nie czekając, machnięciem ręki
przeniósł się na miejsce rabunku, mając dziwne wrażenie, że ktoś nadal go
śledzi.
Ciąg dalszy nastąpi w
rozdziale 5 „Bitwa”
Jeśli macie jakiś opinie na temat rozdzialiku, to serdecznie zapraszam ;)
9 komentarze:
Prześlij komentarz