Rozdział 8 - Pocałunek
Dowiedzieć się niespodziewanie, że zginie się wciągu kilku lat,
dostać niewykonalne zadanie, postanowić zabić ukochanego i skazać siebie na
wieczność w wyrzutach sumienia…
Idealne życie – podsumowując.
Jednak Anadeath nie sądziła, że do tej długiej listy będzie zdolna
dopisać kolejny news, który zasługuje na swoje honorowe miejsce. Okrutny i niezwykle niesprawiedliwy świat po
raz kolejny dał jej do zrozumienia, że nie może spędzić choćby jednego,
zwyczajnego dnia na prostym spaniu czy czytaniu książki. O nie! Bo przecież,
gdyby było inaczej, ta dziewczyna nie mogłaby się nazywać Anadeath McHerish.
Słuchając po raz setny monologu Seleny na temat wspaniałego i
cudownego chłopaka, który właśnie dołączył do jednej z klas ich rocznika, w
sobotni poranek, w który łaskawie dziewczyna była gotowa obudzić blondynkę o
siódmej nad ranem. Choć poprzedniego dnia już zawodowa złodziejka spędziła
praktycznie całą noc na rozmowie z Crime’m na temat ich cudownego planu zabicia
Kaito. Oj, gdyby Tokori usłyszała to, byłaby skłonna uwierzyć, że tamta nawet
przez moment nie będzie sądziła, iż to kłamstwo.
– A teraz powiem ci najlepsze – powtórzyła po raz dziesiąty to
samo zdanie. – Ten nowy chłopak jest po
prostu cudowny. Jego ojciec jest słynnym detektywem, który zdołał rozwiązać
największe tajemnice z całego świata. Podobno syn ma udowodnić, że jest godnym
następcą.
– I co niby tu robi? – pytała Anadeath, co chwilę przecierając
zaspane oczy.
– A teraz przechodzę do najlepszej części! – pisnęła z radości. –
Słyszałam od ojca, że najprawdopodobniej Kaito Kid chodzi do naszej szkoły!
Blondynka rozdziawiła buzię, otworzyła szeroko oczy i patrzyła się
nimi ze zdziwieniem na przyjaciółkę, próbując przeanalizować słowa, które
właśnie usłyszała. Nie wierzyła. Po prostu jej nie wierzyła, bo przecież… jak?
Jednak gdy zaczęła się zastanawiać, powoli do niej docierało, że może w tym się
kryje jakiś sens. Nagłe przybycie synalka detektywa, dziwne zachowanie
Organizacji i mała ilość włamań przez Kaito. Powoli docierało do dziewczyny, że
plotka może być prawdziwa.
– A czy coś wiadomo o BlackRoses? – dopytała się Anadeath,
próbując udawać ciekawską, by przypadkiem się nie zdradzić.
– Raczej nie – odpowiedziała po chwili zastanowienia. – Ona ich
nie interesuje. Kaito Kid jest główną atrakcją. Choć sam sobie zaszkodził.
– Co takiego zrobił? – drążyła dalej, uznając w Selenie dobre
źródło informacji.
– Za każdym razem, gdy planuje skok, wysyła wiadomość, gdzie i
kiedy to zrobi, by mieć widownię – rzekła przyjaciółka, kończąc pić kawę.
– To dlatego za pierwszym
razem w tym miejscu było tylu policjantów – pomyślała Anadeath,
przypominając sobie noc, w której po raz pierwszy się przemieniła.
Przeklinając na chłopaka, rozmyślała nad tym, jaką karę na nim
zastosować, kiedy juz w końcu ta cała sprawa się zakończy. Aha. Nagły przebłysk dał jej do zrozumienia, że przecież ona
osobiście ma go zabić.
– Cieszę się, że w końcu udało mi się ciebie wyciągnąć z tego
więzienia.
Blondynka z lekka zdziwiła się, nie rozumiejąc co Selena ma na
myśli. Trawiła jej słowa dosyć długo, lecz i to na nic się zdało, gdy
najzwyczajniej w świecie nie pojmowała toku jej rozumowania.
– Co? – Z najgłupszą miną na świecie spojrzała na przyjaciółkę.
– Zawsze tylko siedzisz w domu i nic nie robisz – odparła
obojętnie Tokori. – Trzeba cię czasem wyciągnąć na miasto. Widzę, że czymś się
martwisz, dlatego chcę ci pomóc. Nie naciskam, bo jestem córką policjanta, więc
rozumiem, że o niektórych sprawach nie chce się mówić. Jednak wiedz, że jeśli
będziesz gotowa na rozmowa, to telefon w łapę i jestem za pięć minut!
Anadeath zatkało. Rozumiała wpływ rodzica na dziecko, szczególnie
takiego, który pracuje w policji, ale i tak dedukcja i spostrzegawczość Seleny
wywołana u niej niezwykle rozkojarzenie. To właśnie ono doprowadziło do tego,
że miała ochotę na minutę oderwać się od przyrzeczenia milczenia i wyznać jej
całą prawdę, zrzucając ją z siebie. Jednak część jej, ta mądrzejsza część,
podpowiadała, że takim bezmyślnym zachowaniem mogłaby jedynie narazić
przyjaciółkę na niepotrzebne niebezpieczeństwo.
– Dzięki – rzekła po chwili blondynka. – Naprawdę dziękuję, że
jesteś przy mnie.
Położyła dłoń na ramieniu czarnowłosej i posłała jej ciepły,
delikatny uśmiech.
– Uwierz mi, że czasem lepiej pogadać niż wyżywać się na manekinie
– stwierdziła zielonooka, śmiejąc się głupkowato.
– Ale manekina przynajmniej nic nie boli – dodała złośliwie
Anadeath.
– A skąd wiesz? – Podniosła się, udając zaskoczoną. – Może jeszcze
nie poznałaś jego uczuć?
Po chwili ciszy obie wybuchły śmiechem, nie potrafiąc wytrzymać swoich
głupich żartów.
Dla McHerish było to jak wybawienie. Choć z umiłowaniem tęskniła
za ciepłym łóżeczkiem, to spotkanie z niską i wrednowatą przyjaciółką dało jej
do myślenia. Miała o co walczyć i dla kogo żyć, dlatego mogła w tej sytuacji
podjąć tylko jedną decyzję.
Beznamiętnie patrząc na uliczki parku, które mijała poprzedniego
dnia, a w zasadzie poprzedniej nocy, przypominały jej o zadaniu, narzuconym
przez tajemniczą Organizację. Kim byli, czego szukali i skąd wiedzieli, że ona
jest BlackRoses? Trudno jej było uwierzyć w coś tak banalnego jak przypadek. Od
dłuższego czasu zastanawiała się nad sensem całego przedsięwzięcia, jakim jest
udawanie tej złodziejki i poszukiwanie kryształu.
Bo przecież jego nie było. Po co miały umierać? Dlaczego coś takiego w ogóle
się działo? Sam Crime niewiele pojmował, choć sam spędził tak wiele lat na
poszukiwaniach tego przeklętego minerału.
Nagle Anadeth zatrzymała się i spojrzała na ławeczkę, na której
widniał napis „Świeżo malowane”.
Przez umysł przeszła jej jedna myśl, która w tej sytuacji niezbyt przypadła jej
do gustu. Sądziła, że to może jest jedynie jej wyobraźnia, ale jeśli naprawdę
miała rację, to całe setki lat tych napadów i wydarzeń, nabierały sensu.
– Już czas – szepnęła do siebie, patrząc na zegar, zawieszony na
jednej z pobliskich latarni.
CRIME
Został sam. Zupełnie sam. Porzucony niczym pies, błąkał się bez
sensu po pokoju swojej nowej „pani”, rozmyślając, co w zasadzie się wydarzyło.
Jakaś czarnowłosa dziewczyna wpadła do domu, niczym Flash na
najlepszym obrotach, chwyciła Anę za rękę i równie szybko wyprowadziła ją, nie
dając mu nawet sekundy na reakcję. Nie wiedział, czy to nowy przeciwnik czy
sprzymierzeniec, ale jednego mógł być pewien – diabeł wcielony wstąpił na
ziemię.
– I co ja mam robić?
Usiadł na łóżku dziewczyny i się na nim położył. Nie rozumiał tego
zjawiska. Mógł spokojnie przechodzić przez ściany, nie potrafił dotykać różnych
przedmiotów, a jednak materac nie wydawał się dla niego żadną przeszkodą.
Dziwił się temu, lecz nigdy nie narzekał, więc w zasadzie były mu obojętne
prawa duchowe.
W pewnym momencie usłyszał czyjeś kroki.
Natychmiast powstał, sądząc, że to Anadeath wreszcie wyrwała się z
ucisku demona, lecz ku jego zdziwieniu zupełnie kto inny otworzył drzwi.
Znał bardzo dobrze tego mężczyznę. Był to ojciec jego towarzyszki,
który jako jedyny opiekował się dziewczyną po śmierci jej matki. Jednak co tu
robił? Przyglądając się każdym czynnościom mężczyzny, doszedł po prostego
wniosku: On po prostu przeszukuje pokój Anadeath.
Bez żadnych skrupułów przekopywał się przez tony ubrań, bielizny i
książek, nie przejmując się wcale tym, że jego córka może zaraz wrócić i go
nakryć. Jakby był pewien, że ma czas. Nie śpieszył się. Dokładnie przeglądał
każdy skrawek pokoju, jednak po jakimś czasie zrezygnowany uderzył z całej siły
w ścianę i wyszedł z pomieszczenia, sapiąc jak wygłodniałe zwierze.
W pierwszej chwili Crime oniemiał, lecz już w drugiej zadał sobie
jedno proste pytanie.
– Czy mam mówić o tym
Anadeath?
ANADEATH
Pakując ostatnie manatki do torby, sprawdziła, czy wszystko ma.
Dokładnie wyczekiwała chwili, w której Kaito Kid zacznie działać. I,
oczywiście, nie musiała zbyt długo czekać.
Patrząc na ekran telewizora, w którym wyświetlały się najnowsze
wiadomości, rozumiała, co miała na myśli Selena, mówiąc jej, że „sam sobie
zaszkodził”. Ten szum medialny wokół jego osobistości był całkiem niepotrzebny,
choć widziała w tym coś więcej niż tylko nędzną próbę zwrócenia na siebie
uwagi. Była pewna, że za tym kryje się jakaś interesująca prawda.
– Gotowy? – zapytała Crime’a, który wydawał się dość nieobecny
dzisiejszego dnia.
– Tak. – Kiwnął głową,
spoglądając na torbę, leżącą u stóp dziewczyny. – Co zamierzasz z tym zrobić?
– Taka drobna niespodzianka dla naszych przyjaciół – powiedziała
dość cicho.
– Nie wiem, co planujesz,
ale – uśmiechnął się – podoba mi się!
Szczerząc się w stronę swojego towarzysza, zapięła torbę i
założyła za ramię. Czując przeogromne podniecenie, mając szansę zrealizować
swój plan, chwyciła za pierś i wzięła głęboki oddech.
Dała znać Crime’owi, że może zaczynać.
Wnet jej ciało zaczęło powoli zmieniać się, przyjmując tożsamość
BlackRoses. Nie tylko jej wygląd, lecz także jej dusza ulegała deformacji. Nie
czuła złości, gniewu czy niepokoju. Wiedziała, że to, co robi, jest słuszne.
Musi doprowadzić akcję do końca, choćby miała poświęcić kolejną osobę.
– Gotowa, a ty?
– Śmierć mi raczej nie
grozi, więc…
– idziemy! – dokończyła za niego, przygotowując się do kolejnej
przejażdżki. Tym razem do zupełnie innego miejsca, niż mogłaby się spodziewać.
KAITO
Czuł się dziwnie. Miał wrażenie, że od paru dni ktoś go śledzi,
lecz nigdy nie przyłapał nikogo na gorącym uczynku. Samo pojawienie się syna
tego detektywa było wystarczającym powodem do zaniepokojenia. Jednak nie chciał
zbyt bardzo przejmować się niepotrzebnymi sprawami.
Czas się kończył, a nadal nie znalazł kryształu. Jedynego przedmiotu, dzięki któremu mógł rozpocząć
dalsze życie. Nie odnalazł żadnej wskazówki, a wciąż przeszkadzała mu ta głupia
BlackRoses. Nie rozumiał, kim była ta kobieta, ani dlaczego tak postępowała,
lecz wolał jej pilnować. Była nieprzewidywalna i groźna – to jedno spokojnie
mógł o niej powiedzieć. Jednak reszta była spowita tajemnicą, tak samo jak jego
postać (a przynajmniej on tak sądził).
Sprawdzając po raz ostatni plan, upewnił się, że wszystko pójdzie
po jego myśli. Nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek błąd w takiej sytuacji.
Był świadomy, że jest coraz bliżej kryształu,
coraz bliżej prawdy. Czy to BlackRoses, czy Organizacja… Nie ma to żadnego
znaczenia. Jego wrogowie nie przeszkodzą mu w realizacji tego, na co
przygotowywał się latami.
– No to… – nałożył na głowę biały kapelusz i zaśmiał się – let’s
go!
Znikł, pozostawiając po sobie jedynie kłębek dymu.
ANADEATH
Kryjąc się w pobliskich krzakach, dokładnie obserwowała ruchy
policji, które były aż nadto energiczne.
Stali zebrali w jednym kole, ochraniając ze wszystkich stron
piedestał, na którym leżał przepiękny, ogromny diament, lśniąc przez odbijające
się światło reflektorów.
Wszystko działo się w ich mieście, niedaleko ulicy, w której
mieszkała… Dlaczego? – pytała. – Czyżby kryształ był aż tak blisko?
Nie rozumiejąc w żadnym wypadku tego, co się przed nią dzieje,
liczyła na wsparcie Crime’a, który w tym czasie dokładnie przyglądał się
wieżowcom, otaczającym planowane miejsce napadu. Nie mogąc nawet uzyskać od
niego odrobiny zainteresowania, powróciła do sprawdzania terenu.
Niespodziewanie ujrzała dziwnego mężczyznę w tłumie. Na początku
sądziła, że to tylko jej wyobraźnia, lecz ten człowiek naprawdę wyglądał jak
Sherlock Holmes. Czyżby przyszedł
sprawdzić, czy zadanie zostanie wykonane, pomyślała, poprawiając ułożenie
ciała.
Już od początku była świadoma, że nie będzie to łatwe zadanie.
Niewykonanie go mogło się wiązać tylko z jednym – ze śmiercią. Dlatego miała
nadzieję, że wszystko potoczy się w
takim kierunku, jakim zaplanowała. Czyli najprawdopodobniej pozostała jej
modlitwa i głupie szczęście.
Nagle wszyscy zamilkli, jakby na coś czekali.
Wnet na pobliskim zegarze wybiła północ, ogłaszając rozpoczęte
łowy.
Anadeath nawet nie próbowała odrywać wzrostu od piedestału, na
którym była pewna, że pojawi się Kaito Kid. Tylko jak? Nagłe zjawienie się w
samym środku piekła, byłoby najgłupszym pomysłem w karierze chłopaka i
najprawdopodobniej ostatnim.
W pewnym momencie coś dość mocno ją zaciekawiło, a mianowicie
policjant, który dość podejrzanie się zachowywał. Policjant? Raczej młody chłopak w jej wieku o
włosach koloru dojrzewających brzoskwiń i niezwykle przystojnej twarzy, która
już zawracała w głowie niejednej dziewczyny. Krzątał się między ludźmi, jakby
sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Przygotowany na jakąś akcję, rozglądał
się wokoło, śmiejąc radośnie. Intrygował Anadeath, choć w złym tego słowa
znaczeniu.
Kiedy tak chodził między kolejnymi słupkami, zgasły wszelkie światła.
Jednak już po kilku sekundach ponownie zrobiło się jasno, a na środku
piedestału stał Kaito Kid, trzymając w dłoniach skradziony klejnot.
Oświetlające go lampy tworzyły tak zgrany duet, że dziewczyna miała ochotę
rzucić się na niego i wyściskać go za te wszystkie lata, lecz cierpliwie
czekała na dalszy rozwój wydarzeń.
– Witajcie, panie i panowie! – rzekł złodziejaszek, kłaniając się
przed widownią. – Mam nadzieję, że spodobało się wam przedstawienie – kręcąc
skradzionym klejnotem w palcach, bawił się wściekłymi policjantami, którzy
próbowali go pochwycić – ale czas się skończył i niestety muszę was opuścić.
Ukłonił się nisko, po czym rzucił na ziemię jakąś kulę z
proszkiem, która w mig pokryła całą okolicę, sprawiając, że nikt nie mógł
zobaczyć, co się dzieje w gęstwinie dymu.
KAITO
Kochał wodzić policjantów za nos. Przebierać się za jednego z nich
i chodzić jakby nigdy nic wokół nich, zadając sobie pytanie: Kiedy ktoś się
skapnie?
Nie było to jego ulubionym zajęciem, jednak było ono zaletą tej „pracy”,
która została mu narzucona. Lubią ją, lub jej nie lubił, ale kochał wręcz
patrzeć na te biedne, zatroskane miny ludzi, którzy pragnął go złapać, a nigdy
tego nie zrobią.
Ciekawy, czy przybędzie także jego rywal, rozglądał się z
umiłowaniem dookoła, lecz nie był w stanie dojrzeć żadnej, podejrzanej kobiety
w tłumie. Czuł się rozczarowany, ale co mógł na to poradzić? Pozostało mu
jedynie wierzyć, że BlackRoses pojawi się.
Kiedy tak się zastanawiał, przyszedł jego czas. Godzina wybiła, a
on był gotów do działania. Chaos, jaki panował na placu, jedynie pomagał mu
działać w dyskrecji. Przecież nikt nie przejmował się jakimś policjantem…
Chyba.
Pstryknięciem palca zgasił wszystkie światła i szybkim ruchem
ciała przedostał się na piedestał. Dość szybko rozpracował zamek, który nie był
aż tak trudy do włamania, po czym wyjął szybko kryształ i dał swojej partnerce
sygnał, by go przemieniła.
Stojąc w świetle reflektorów, czuł się jak bóg. Jak wielka istota
wokół zwyczajnych, szarych ludzi, idealnych do zabawy.
– Witajcie, panie i panowie! – rzekł złodziejaszek, kłaniając się
przed widownią. – Mam nadzieję, że spodobało się wam przedstawienie – kręcąc
skradzionym klejnotem w palcach, bawił się wściekłymi policjantami, którzy
próbowali go pochwycić – ale czas się skończył i niestety muszę was opuścić.
Ukłonił się nisko, po czym rzucił na ziemię jakąś kulę z
proszkiem, która w mig pokryła całą okolicę, sprawiając, że nikt nie mógł
zobaczyć, co się dzieje w gęstwinie dymu. W tym czasie Kaito miał czas na
ucieczkę. Choć nie do końca.
Przemieszczając się na dach jednego z budynków, miał cichą
nadzieję, że BlackRoses podąży za nim i za kryształem. Nie chciał w nią wątpić
i w to, kim jest, dlatego pragnął stoczyć z tą kobietą jeszcze jedną,
decydującą walkę, która pozwoli im pokazać, kto jest jedynym zwycięzcą.
ANADEATH
Coś jej nie pasowało. Całkowicie coś jej nie pasowało. Policjanci
zbyt cicho się zachowywali. Nikt w zasadzie nie próbował łapać złodzieja, a tym
bardzie powstrzymać od zabrania klejnotu. Dlaczego?
Rozglądając się po wszystkich, nagle dostrzegła coś dziwnego.
Człowiek, którego tak bacznie obserwowała, oddalił się od reszty, idąc w jakimś
kierunku. Zaraz za nim zaczęła poruszać się reszta zgrai, jakby tamten chłopak
był dowódcą tej operacji. Wtedy do Anadeath dotarło, co tak naprawdę się
wydarzyło.
Nie czekając, natychmiast ruszyła przed siebie, próbując po cichu
dotrzeć do jasnowłosego chłopaka.
– Kieszeń – powiedział
Crime, widząc to, czego nie była w stanie dostrzec McHerish.
Jednak wciąż musiała czekać.
Dopiero gdy grupa policjantów dotarła do miejsca, w którym było
najciemniej, ruszyła, by działać. Tak wiele treningów, tak wiele nieudanych
prób, tak wiele siniaków i bolesnych wspomnień… Nie mogło się nie udać.
Dostając się prosto do tajemniczego dzieciaka, podskoczyła i
rękoma oparła się o jego ramiona, mając skierowane nogi ku górze. Zanim
ktokolwiek zdążył się zorientować, pochwyciła kryształ i znikła tak szybko jak
się pojawiła niedaleko miejsca, gdzie czekał na nią Kaito.
Szczęśliwa, że jedna część planu powiodła się, szepnęła pod nosem
zaklęcie i przeniosła kryształ do swojego pokoju, wiedząc, że tam będzie
bezpieczny.
Idąc na spotkanie z przeznaczeniem, trzymała w dłoniach naładowaną
broń. Oddychając spokojnie i równomiernie, starała się być opanowana i
cierpliwa. Akcja wymagała czasu, dlatego musiała najpierw uświadomić Kaito, co
tak naprawdę zaszło na dole.
Znajdując się kilkanaście metrów nad ziemią, nie wyobrażała sobie,
że mogłaby z tego miejsca spaść. Choć i tak zaklęcie Crime’a pozwoliłoby jej
przeżyć, to priorytetem było nie testować magicznych słówek – lecz nie
zaprzeczała, że nie były przydatne.
– Witaj, o pani!
Słysząc znany jej głos, natychmiast wyszła za rogu i z uśmiechem
na twarzy podniosła broń, celując prosto w człowieka, którego kochała. Jednak
nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Pustka była jedyną rzeczą, która
opanowała jej duszą, jeżeli jeszcze takową posiadała.
Kaito wyraźnie wyglądał na zmieszanego, lecz starał się nie
przejmować dziwnym zachowaniem swojej przeciwniczki. Znał wiele zaklęć, był
sprawny i inteligentny… Nie mógł przegrać z wytworem ludzkiego okrucieństwa.
– Niebezpieczne trzymasz zabawki w tym seksownym kostiumiku –
rzekł rozbawiony, wyraźnie czując satysfakcję z takiego rozwoju wydarzeń.
Przynajmniej się nie nudził.
– Wyrzuć klejnot – rozkazała Anadeath, nie przejmując się jego
słowami.
– Myślałem, że będziesz walczyła uczci…
– To była pułapka – syknęła BlackRoses. – Nie wiem, co zrobiłeś,
chwytając to świecidełko, ale to fałszywka. Bo prawdziwy zabrałam młodemu
koledze, który przybył, by cię złapać.
– Jestem nieuchwytny – powiedział Kaito.
– Jesteś głupi – odpowiedziała mu szczerze. – I bezmyślny.
Bierzesz misję za zabawę, a nie poważną sprawę.
– Gdybyś ty od piątego roku życia wiedziała, że po ukończeniu
siedemnastu lat zostaną ci trzy marne, to także wolałabyś inaczej się
zachowywać.
– Wyrzuć kryształ! – powtórzyła, nie chcąc słuchać jego opowieści.
– Nie.
– Dlaczego?
Choć nie musiała pytać, zrobiła to. Rozumiała głupi powód, dla
którego Kaito wciąż walczy o swoje życie. Tak samo jak ona, on próbował się
chwytać wszelkich sposobów, by przeżyć. Jednak bezskutecznie.
- Wolę, żeby mnie skuli niż zginąć – odparł po chwili
zastanowienia.
- I tak zginiesz! – wrzasnęła, mówiąc także gorzką prawdę o sobie.
– Oboje zginiemy.
- Chyba że odnajdziemy kryształ… razem – dodał.
Ta propozycja była dla Anadeath jak spełnienie marzeń, lecz
złudne. On tylko chciał ją namówić do współpracy, by uciec tymczasowo z objęć
śmierci.
- Kaito, przykro mi…
Wnet usłyszeli dźwięk, który przypominał im pracę helikoptera. Nie
musiało nawet minąć kilka sekund, by nad złodziejami pojawiła się stacja
telewizyjna, chcąca nagrać każdy szczegół z ich walki.
Kaito zauważył w tym szansę. Natychmiast wyjął za płaszcza jakiś
przedmiot i wycelował nim w przeciwniczkę.
Znana jej karta trafiła prosto w broń, odrzucając ją do tyłu. Lecz
był to dopiero początek. Grat takich strzałów zaczął na nią pędzić, przez co
natychmiast musiała uniknąć ataków. Biegając po całej przestrzeni dachu, nie
szczędziła się. Sam Kaito dawał jej do zrozumienia, że on nie będzie czekał, by
strzelić.
Nie mogła się tak łatwo poddać. Widząc swój pistolet, ruszyła, by
go pochwycić, a następnie oddać strzał. Nie było to takie łatwe, zważywszy na
okoliczności. A reporterzy niezbyt pomagali jej w zachowaniu spokoju i
trzeźwości umysłu.
Nagle nadarzyła się szansa. Nie wiedziała, co się zdarzyło, lecz
Kaito przestał strzelać. To była jedyna możliwość, by w końcu zakończyć swój
plan. Crime czekał w gotowości, a ona sama była przygotowana, by zrobić to, co
konieczne.
Korzystając z chwili spokoju, chwyciła w obie dłonie pistolet,
wymierzyła dokładnie i strzeliła. Pierwszy pocisk trafił prosto w ramię
chłopaka, sprawiając, że ten musiał cofnąć się do tyłu. Krew trysnęła na
kamienny budynek, tworząc pajęczą nić z nierówności, które istniały na
powierzchni dachu.
Wzrokiem błagał BlackRoses, by przestała, lecz ta nie mogła. Bolało ją i bolało jego, że to musi się stać.
Dlatego kolejne strzały padały z mniejszymi wyrzutami sumienia. Odgłosy huków
zdawały się roznosić po całej okolicy, a reporterzy zamilkli, nie wiedząc, jak
mogą skomentować całe zdarzenie. Patrząc, jak kolejne pociski przebijają się
przez drugie ramię a potem uda, nie powstrzymywali łez.
Jednak wszystko miało mieć swój koniec…
- Proszę – mówił Kaito, widząc, gdzie tym razem planuje trafić
przeciwniczka.
Anadeath zagryzła z całej siły zęby, po czym nacisnęła za spust,
trafiając prosto w pierś chłopaka.
Ten, z grymasem przerażenia na twarzy, zaczął lecieć do tyłu,
prosto w pustą, uliczną przestrzeń. Jego szkiełko powoli osuwało się z twarzy,
a kapelusz zdawał się coraz bardziej uciekać od właściciela. Kaito czuł, że umiera,
czuł, że leci jak samobójca na ulicę, czekając już tylko na panią śmierć.
Srebrnowłosa nie mogła jednak tylko na tym zakończyć swego planu.
Gdy tylko ujrzała, że tożsamość chłopaka może zostać zdradzona, natychmiast
pognała w stronę przepaści i bez najmniejszego cienia wątpliwości rzuciła się w
nią, próbując pochwycić Kaito. Spadając w dół, widziała tak piękne i
niesamowite rzeczy. Czuła się jak ptak, tylko ona nie mogła się wzbić
powietrze. Przecież była tylko człowiekiem.
Gdy dotarła wystarczająco blisko czarnowłosego, dotknęła jego
ręki, po czym chwyciła za nią. Przyciągnęła go do siebie i ujęła twarz w swoje
dłonie. Tak czułym wzrokiem spoglądał na nią, próbując zrozumieć, co tak
naprawdę ta kobieta próbuje osiągnąć. Lecz Anadeath dokładnie wiedziała co
robi. Kiedy tylko zrozumiała, że cały świat może poznać nie Kaito Kid’a, a
Kaito Kuroba, nie wytrzymała.
Uśmiechając się do niego
słodko, próbowała mu przekazać najważniejszą wiadomość i przesłanie, którego
nauczyła się dzięki temu, co ją spotkało.
„Miłość jest cenniejsza niż własne życie”.
Tym razem nie potrafiła uciec i tak prostu go zostawić. Ryzykowała
wiele, ale czuła, że on jest tego wart, że jej miłość jest tego warta. Bo
wiedziała, że ta miłość nadała sens jej życiu i sprawiła, że pragnęła walczyć i
się nie poddawać.
McHerish zarzuciła ręce za szyję chłopaka i przybliżyła się do
niego, wbijając się swoimi wargami w jego usta i składając na nich długi,
namiętny pocałunek. Jej pierwszy pocałunek, oddając go miłości swojego życia i
znikając razem z nią w czarnej otchłani, która pojawiła się przed nimi w
momencie, kiedy mieli już dotknął podłoża.
Ciąg dalszy nastąpi w rozdziale 9
„Prawda”
Rozdział dedykuję Miadella i T.
Mega, mega Wam dziękuję za komentarze. Dzięki Wam pewnie ten blog funkcjonuje, bo wiem, że mam dla kogo pisać!
MAM PARĘ RZECZY DO PRZEKAZANIA, WIĘC PROSZĘ PRZECZYTAĆ :)
1. Byłabym bardzo wdzięczna za pozostanie komentarza, wiadomości. Jakikolwiek. Chodzi po prostu o to, że jestem ciekawa, ile mniej więcej osób czyta nowe notki :)
2. Jak podoba się szablon? Sama robiłam, więc jestem ciekawa Waszych opiniii
3. Zakładka Bohaterowie została uzupełniona. Mam nadzieję, że spodoba Wam się jej wygląd ;)
4. Mega dziękuję za nominację od http://akira-on-blogger.blogspot.com, ale raczej nie bawię już w takie rzeczy, jednak miło jest, gdy ktoś nominuje mojego bloga, więc dziękuję
5. Rozdziały będą ukazywać się RAZ w miesiącu. Na razie mam zaplanowanych 17 rozdziałów na ten tom, ale już widzę, że jeden rozdział będę musiała podzielić, więc nie wiem, ile ostatecznie wyjdzie :)
2 komentarze:
Prześlij komentarz