Rozdział 9 - Prawda

Trzymając swoje usta na jego, kradła mu każdy oddech, korzystając z okazji, która mogła się więcej nie nadarzyć.
Tuląc go do swojego ciała, próbowała dać mu do zrozumienia, że teraz za nic w świecie nie może go puścić. Choć wyrywał się i uciekał usilnie z jej objęcia, rany nie dawały mu pokonać przeciwniczki, która przeprowadziła atak, wykraczający poza jego zdolności. 
Jednak na jej nieszczęście kończył się czas i musieli zniknąć, pozostawiając „fanów” w niepewności.
Wypowiadając cicho zaklęcie, gdy w końcu odsunęła się od ukochanego, sprawiała, iż oboje zniknęli z miejsca napadu.
Lądując na miękkich materacach – specjalnie przygotowanych na taką ewentualność – oboje jęknęli z bólu, choć najbardziej cierpiącym był Kaito, którego dotkliwie doskwierały rany zadane przez Anadeath.
- Co chcesz ze mną zrobić? – powiedział cichym głosem chłopak, czując, że coraz bardziej traci przytomność.
Dziewczyna dłużej nie mogła czekać. Natychmiast zsunęła się z materacy i pobiegła po wcześniej przygotowaną apteczkę, którą pozostawiła w opuszczonej fabryce – jej nowej kryjówce. Musiała precyzyjnie wykonać zabieg, choć była świadoma, że lekarz z niej marny. Jednak nie było teraz czasu na jakieś przekomarzanie się i wątpliwości. Trzeba było działaś i ratować czarnowłosego zanim całkowicie się wykrwawi.
Anadeath podbiegła do niego i rozcięła cały strój, mogąc dostać się do ran. Zdezynfekowała je i zabandażowała uda i ręce, wypowiadając różne zaklęcia, które umożliwiały szybsze zagojenie się. Lecz wciąż pozostawała najgorsza część, z którą musiała sobie poradzić w sposób iście precyzyjny.
Patrząc na pocisk, który wciąż siedział w piersi Kaito, dziękowała wszystkim bogom i aniołom stróżom, że udało jej się w porę wypowiedzieć zaklęcie blokujące. Metalowy przedmiot znajdował się dość płytko, więc natychmiastowo chwyciła za pincetę i wyjęła go z wnętrza rany. Ku jej zdziwieniu nie wyglądało to tak obrzydliwie, jak się spodziewała. Szybko opatrzyła część ciała i usiadła obok złodzieja, ciesząc się, że część planu zakończyła się sukcesem.
- Jak się czujesz? – zapytała, widząc, jak wciąż się na nią patrzy.
- Dlaczego?
- Kryształ albo ty… - odpowiedziała niepewnie. – Przyszli do mnie ludzie z Organizacji i kazali mi ciebie zabić. Jeśli bym tego nie zrobiła, to sama wąchałabym kwiatki od spodu. – Zaśmiała się. – Wymyśliłam więc, że udam twoją śmierć, a potem uda mi się przekonać jedną osobę, by nam pomogła.
Kaito milczał, rozglądając się dookoła. Oglądał starą fabrykę w najmniejszych szczegółach, jakby usilnie próbował się w niej czegoś dopatrzeć.
- Zdradzisz mnie? – odezwał się nagle. – Widziałaś moją twarz…
- Wiem kim jesteś od naszego pierwszego spotkania.
Spojrzał na nią zszokowany, uznając jej słowa tylko za okrutny żart. Tak bardzo się ukrywał. Tak bardzo nie chciał, by ktoś dowiedział się o jego prawdziwej tożsamości, a jednak ona tego dokonała.
- A myślisz, że dlaczego tak długo to wszystko ukrywałam? – spytała radosnym głosem.
Spojrzał na nią wzrokiem niedowiarka, jednak już po chwili poczuł, jak całe jego ciało ogarnia promieniujący ból. Wygiął się w łuk, ściskając z całej siły powieki. Miał ochotę krzyczeć, lecz głos ugrzązł mu w gardle, jakby ktoś nalał do jego wnętrza wrzący metal. Piekło, cholernie piekło. Wydawało mu się, że cały płonie, choć nie widział żadnych języków ognia. Co się z nim działo? Niczego z tego nie rozumiał. Jedyne, co mu przychodziło na myśl to, to że BlackRoses coś mu zrobiła.
- Czyli zaklęcie działa! – Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że uda się uleczyć Kaito. - Proszę , odpoczywaj! – rzekła czule.
Dokładnie wiedziała, o czym myśli chłopak.
Zamknięty w czterech ścianach, bez możliwości ucieczki, czuje się jakby jego ciało było co sekundę rozjeżdżane przez tira, a przed nim stoi psychopatka, która do tego wszystko doprowadziła, strzelając do niego, a potem całując go… Przepiękny początek historii miłosnej.
Nie mogąc nic poradzić na myśli Kaito, zdecydowała się po prostu usiąść i poczekać, aż zaklęcie zakończy leczenie. Czuła się troszkę samotnie – zazwyczaj był przy niej Crime – lecz nie mogła narzekać w momencie, gdy on pilnował jej spraw.
Patrząc na cierpiącego ukochanego, tak bardzo mu współczuła, lecz z drugiej strony jej serce krwawiło. Nie dość, że wszystko było jej winą, to na dodatek cieszyła się z takiego stanu chłopaka. Nie uciekał się, nie olewał… Był przy niej, dzięki czemu po raz pierwszy mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Było to dość zabawne i intrygujące doświadczenie, choć nie powinna tak reagować na stan Kaito.

CRIME

Był to jego test. Test cierpliwości, który narzuciła mu Anadeath. Sądził, że śledzenie Sherlocka Holmesa będzie dość intrygującym zdarzeniem, jednak z każdą sekundą pościgu zdawało mu się, iż po prostu mu się nudzi. Za dużo przygód przeżył z innymi poszukiwaczkami kryształu, by teraz przejmować się takimi bzdetami. Jednak Anadeath wierzyła w niego, więc nie mógł zawieść.
Smętnie patrząc na lekko otyłego mężczyznę, już błagał, by do kogoś zadzwonił lub z kimś się spotkał, by wydobyć jakiekolwiek wiadomości. Była to jedyna taka okazja, której nie mógł przegapić (choć miał na to ochotę).
Nagle tajemniczy mężczyzna skręcił w stronę podziemnego parkingu.
Zaintrygowany Crime podążył za nim, dziwiąc się, czemu o takiej porze wjeżdża do miejsca, które powinno być już teoretycznie zamknięte. Jednak najciekawsze miało się dopiero wydarzyć, gdy jego oczom ukazał się zarys dziwnej bramy. Ludzkie oko mogłoby jej nie dostrzec, lecz dla niego nie stanowiło to żadnej przeszkody.
Pędząc swobodnie w stronę otwierającego się przejścia, czuł, że znajduje się coraz bliżej prawdy. Coraz bliżej odpowiedzi, które zdawały się być na wyciągnięcie ręki. Jednak gdy tylko ją wyciągnął, by przejść na drugą stronę, jakieś dziwne pole siłowe odepchnęło go na dość sporą odległość.
Po raz pierwszy w swym długim życiu odczuł ból. Ból cielesny. Nie wierząc w to, co się przed chwilą zdarzyło, przetarł mokre czoło. Gdy spojrzał na swoją dłoń, okazało się, iż są na niej ślady krwi. Nie wierzył… Po prostu w to nie wierzył. Musiał natychmiast ostrzec Anadeath. Ich przeciwnik był niebezpieczny, dlatego musieli jak najszybciej działać i skontaktować się z nią.

ANADEATH & KAITO

Widziała, że już czuł się lepiej. Powoli się przebudzał, mrugając w jej stronę.
Dziewczyna niepewnie podeszła do niego i ułożyła jego głowę na swoich kolanach, delikatnie gładząc jego czarne kosmyki. Bawiła się nimi, nie szczędząc okazji, jaka się nadarzała.
Był to dość dziwne. Wydawało jej się wcześniej, że nie rozumie tej miłości do Kaito, lecz teraz po prostu zaczęło do niej docierać, że to uczucie nie jest takie bezsensowne. Byli do siebie podobni, nawet przed jej przemianą, a teraz po prostu stali się sobie bliżsi (a przynajmniej tak powinno być). Nie potrafiła nawet nazwać tego zauroczeniem. Po prostu wiedziała, że go kocha i nic więcej się dla niej nie liczyło. Chciała być przy nim na dobre i na złe, tulić go, całować… Jedyne, czego się bała, to odrzucenia, które niechybnie zbliżało się do niej ogromnymi krokami.
- Hm.
Coraz bardziej odzyskiwał przytomność. Jego oczęta kierowały się na twarz dziewczyny, jednak nie wykazywały one strachu. Wręcz przeciwnie. Były pełne ciepła i wdzięczności, jakby rozumiał, co tak naprawdę się wydarzyło. Mimo wszystko żył, a miała dobrą okazję, by go zabić.
- Kim jesteś? – wymamrotał, pragnąc poznać odpowiedź na to nurtujące go pytanie. 
- Jestem… - Zawahała się. Mogła mu powiedzieć, lecz wcześniej niczego nie skonsultowała z Crimem. Może i to ona miała prawo podejmować decyzję, lecz jej opiekun był kimś więcej niż tylko powiernikiem pierścienia bez uczuć, przez tożsamości i bez własnego życia. Od początku chciała nadać sens temu, co robi, więc czemu teraz pragnęła zrobić coś na przekór własnym przekonaniom?
Nagle, jakby na zawołanie, w starym magazynie zjawił się Crime, który zastał Anadeath w dość niecodziennej sytuacji. Choć nie zapowiadało się na nic wielkiego, to tak szybkie postępy u tej dwójki zbudziły u niego podejrzenia.
- Rzuciłaś na niego zaklęcie miłosne czy jak? – zapytał podejrzliwie.
-  Wykorzystałam okazję, kiedy był sparaliżowany bólem – odpowiedziała w myślach, drapiąc się po głowie. – Czegoś się dowiedziałeś?
- Mają sekretne przejście w podziemnym parkingu centrum handlowego, jednak nie byłem w stanie do niego wejść. Pole siłowe – dodał, wskazując palcem na ranę.
- Jak? – rzekła na głos zszokowana Anadeath.
Dziewczyna wiedziała, kim jest Crime. Był to duch, zjawa, której było szansy dotknąć, co dopiero zranić, a mimo to po jego czole spływała strużka krwi.
- Co „jak”? – odezwał się półprzytomny Kaito.
Wtedy McHerish przypomniała sobie, że miała porozmawiać ze swoim opiekunem na temat dręczącej ją kwestii.
- Mogę zdradzić prawdę jemu? – Spojrzała na Kurobę.
- A czemu miałbym ci bronić? – zapytał zdziwiony duch.
- Przecież jesteśmy partnerami. – Posłała mu szeroki uśmiech, dając wyraźny znak, że nie jest dla niej pomagierem, tylko przyjacielem. – Kaito, chcę ci wyznać prawdę.
- Słucham – odparł obojętnym głosem.
- Zdradzę ci swoją tożsamość – powiedziała bardziej szczegółowo, by do niego dotarło, jak ważne jest to, aby był skupiony.
- Aha.  – Delikatnie kiwnął głową, analizując słowa BlackRoses.
Białowłosa dała znać Crime’owi, by zdjął z niej zaklęcie, ukrywające prawdziwą twarz złodziejki.
Wokół jej ciała pojawiła się ciemna zasłona, pokrywając ją w całości. Po kilku sekundach rozproszyła się, ukazując krótkie, jasne kosmyki Anadeath, ubranej jedynie w cienką, niebieską sukienkę.
- Jestem Anadeath McHerish – przedstawiła się, pokazując ukochanemu swoją prawdziwą twarz.
Ten natychmiast się od niej odsunął, nie potrafiąc dopuścić do siebie tej prawdy. Co rusz przecierał oczy, sądząc, że to tylko zły sen. Nie mógł zrozumieć, że za przeciwnika uznawał koleżankę z klasy, z którą przez tyle lat siedział ramię w ramię obok. To było jak zły sen, koszmar, z którego pragnął się obudzić. Nie chciał z nią walczyć, a tym bardziej doprowadzać do jej śmierci.
- Cholera! – krzyknął Kaito, siadając z powrotem na materace. – Wszystko się pochrzaniło.
- I mnie to mówisz? – Podniosła rękę i pogładziła nią swoje włosy. – Zabawne. Chłopak, któremu wyznałam miłość na papierze, siedzi przede mną, nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że jestem BlackRoses.
- Zaraz – przerwał jej. – Ty mi podłożyłaś list miłosny.
Zaczerwieniona jak burak kiwnęła kilka razy głową, dalej nie potrafiąc szczerze mu powiedzieć „Kocham cię”. Jednak po chwili bardziej zastanowiła ją zdziwiona mina Kuroby niż jej własne problemy sercowe.
- Czemu masz taką minę? – zapytała, nie rozumiejąc jego dziwnego zachowania.
- Bo… - zaczął niepewnie … list, który dostałem, nie był podpisany.
Jej serce pękło na tysiące kawałków, rozwalając się po całym świecie. Zaśmiała się kilka razy i upadła na materace, coraz bardziej szarzejąc, a z czasem nawet zanikając. Miała największą ochotę zapaść się pod ziemię i zapomnieć kim jest i by inni także o tym zapomnieli.
Tyle prób, tyle starań, a ona na serio nie podpisała się. Nie patrz na mnie, mówiła wzrokiem do Kaito, który z zawstydzeniem jej się przyglądał. W oddali słyszała ryk śmiechu Crime’a, który najwidoczniej już odzyskał humor. Cieszyła się, choć wolała go nie znać.
Do tej pory tyle razy zastanawiała się, dlaczego Kaito ją tak traktuje, skoro przeczytał ten list, a tu wychodzi na to, że nie wiedział, kto go napisał. Choć teraz nadal pozostawała jedna kwestia. Co teraz zrobi, kiedy już się dowiedział?
- Uważasz mnie za głupią? – zapytała obojętnym głosem.
- Wcale nie. – Pokręcił głową. – Naprawdę ten list zmienił mój sposób postrzegania na świat.
- Kłamiesz.
- „Zostaliśmy stworzeni do wyższych celów. Żyjąc jak ludzie, dajemy sobie tylko powód do dumy. Kryształ jest naszym Panem. To on wskaże nam świat, w którym będziemy Bogami”. Słowa mojego ojca – dodał, powtarzając to, co już jej kiedyś powiedział. – Ty mi natomiast napisałaś, że miłość potrafi zmieniać i potrafi pobudzać w ludziach rzeczy, które są uważane za niemożliwe. „Zostaliśmy stworzeni do miłości. Żyjąc jak ludzie, dajemy sobie tylko powód do dumy. Miłość jest naszym Panem”. Twoje słowa.
Pamiętała… Napisała coś takiego, choć w zasadzie były to zdania, które kiedyś usłyszała… Tylko, kiedy?
Teraz rozumiała, dlaczego płakał tamtego dnia. Nauki jego ojca zostały całkowicie zniszczone. To ona przedarła się przez mury, które do tej pory były nie do zdobycia. Mogła czuć się dumna, choć dalej nie uzyskała odpowiedzi na najważniejsze pytanie.
Jednak niespodziewanie coś innego ją tak zaintrygowała. Dopiero teraz zrozumiała, że Crime siedzi bardzo cicho, choć wcześniej rechotał jak żaba. Zamarła. Jej wspaniałomyślny opiekun, człowiek, który był nieczułym na nic duchem, płakał.
- Wszystko w porządku? – zapytała, martwiąc się o niego.
- Te słowa… Ja już je kiedyś słyszałem – odpowiedział jej, dając do zrozumienia, że może ich łączyć więcej niż tylko walka o kryształ.
Już od dawna do Anadeath docierało, że za całą sprawą kryształu stało coś więcej. Samo pojawienie się Organizacji było wystarczającym powodem do niepokoju, lecz także budzące się uczucia i wspomnienia Crime dawały iskierkę nadziei, że może tym razem będzie inaczej.
- Ana? – odezwał się Kaito, odkrywając ją od zamyślenia. – Czy możesz mi w zasadzie powiedzieć, co tu do cholery się dzieje?
- Naprawdę jesteś niedoinformowany. – Westchnęła, próbując nie przyjmować  się sprawą jej złamanego serca. – Nie wiem już nawet od czego zacząć… Może od tego, że dwie sprawy nałożyły się na siebie. Po pierwsze. – Wzięła głęboki wdech. – Przyszedł do mnie facet z Organizacji z dość dosadną propozycją, by cię zabić.
- Dlatego do mnie strzelałaś – przerwał jej powoli domyślając się, co się wydarzyło na dachu budynku.
- Tak. Do tego doszedł fakt, że masz nowego przyjaciela w szkole.
- Nie rozumiem.
- Okazało się, że do naszej szkoły przybył syn detektywa, który podejrzewa, że na nasze zajęcia uczęszcza Kaito Kid.
- Co? – krzyknął, lecz już zaraz zamilkną, czując denerwujący ból w klatce piersiowej.
- Zrobiłam to wszystko, by cię chronić.
- A teraz, głupia, będą na ciebie polować – powiedział sfrustrowany, nie mogąc sobie wybaczyć na jakie niebezpieczeństwo się naraziła, próbując go ratować.
Jednak Anadeath nie wydawała się tym wszystkim mocno przejmować. Wręcz przeciwnie. Spokój i opanowanie, które jej towarzyszyły, były czymś nienaturalnym i nieadekwatnym do sytuacji.
- Mam plan – rzekła dziewczyna. – Weźmiemy ochronę Lucy.
Mina natychmiast zrzedła chłopkowi, któremu przez myśl nie przeszedł taki plan. Rozumiał wiele, ale uznawał ten pomysł za szczyt głupoty. Jednak coś go tknęło w jej słowach. Na początku tego nie zauważył, lecz później zaczęło do niego docierać coś zupełnie innego niż miała na myśli Anadeath.
- Ty znasz… Lucy? – dopytał się, próbując ogarnąć sytuację.
- Oczywiście. – Kiwnęła głową. – A co? Sądziłeś, że tylko z tobą się bawi?
- Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jesteś BlackRoses. – Był z nią szczery, choć mogło to go kosztować wiele.
- Ja tam od początku wiedziałam, że jesteś Kaito Kid. – Zaśmiała się głupkowato. – Twój opiekun nie mógł ci zrobić lepszego kostiumu?
Podrapał się po głowie, rozumiejąc, że ta dziewczyna wie dużo więcej o nim samym.
- Ona nie ma zbyt dużo mocy, a sądziłem, że i tak nie będę potrzebował jakiegoś wielkiego przebrania.
- A jednak było ci potrzebne – szepnęła pod nosem McHerish. – Też teraz tu jest?
- Co jakiś czas się odzywa, więc tak – prychnął.
- Odzywa się? – powtórzyła zaskoczona Anadeath. – Czyli ty jej nie widzisz?
Blondynka wstała i podeszła do Crime’a, który od jakiegoś czasu stał sobie spokojnie przy ścianie, przysłuchując się rozmowie dwójki przestępców.
- Nie, a co?
- No bo mój stoi tutaj.  – Wskazała palcem na opiekuna.
- To się staje coraz bardziej chore – podsumował zirytowany Kaito. – Ta cała zabawa z kryształem to jakaś kpina.
Anadeath nie mogła się z nim nie zgodzić. Choć dopiero od jakiegoś czasu latała jak szalona za nieznanym świecidełkiem, to już odczuwała skutki tych eskapad, a był to dopiero początek. Przecież cała jej przygoda dążyła tylko do śmierci. Miała w sobie jakiś zalążek nadziei, lecz był on na tyle niewielki, że nawet już w niego nie wierzyła.
Nie rozumiała, kim tak naprawdę była, kim tak naprawdę byli… Mogli tylko zgadywać w przerwach, kiedy odkładają sprawę kryształu na bok, ale nie widziała w sensu w zastanawianiu się nad czymś, co w zasadzie ją nie interesuje.
- Tak, to kpina – zaczęła po jakimś czasie – i właśnie dlatego potrzebna nam pomoc Lucy. Wiem, że ona nie ma prawa ingerować w nasze życie, jednak Organizacja także nie ma takiego prawa, więc może wtedy udałoby się utrzymać równowagę, jeśli by nam pomogła.
Kaito zaśmiał się, jakby usłyszał bardzo dobry dowcip, a nie realistyczny plan.
- To tylko twoje głupie przekomarzania, Anadeath. ONA nikomu nie pomaga, ONA się tylko z nami bawi, ONA jest tylko potworem  - podsumował, nie chcąc dłużej słuchać.
Prychnęła. Choć myślała, że uda jej się uniknąć śmierci przed śmiercią po trzech latach, to Kaito idealnie zniszczył idealnie jej marzenia, nie pozostawiając już nawet iskierki nadziei. Równie dobrze mogła zarzucić sobie teraz pętlę na szyję i po prostu popełnić samobójstwo.
Nic nie mówiąc, skierowała się w stronę dawnego wyjścia awaryjnego. Wychodząc, trzasnęła drzwiami.
Wyraźnie zaniepokojony Crime natychmiast za nią podążył, nie chcąc w żadnym wypadku mieć na swoim sumieniu jej przedwczesnego zgonu.
Szła dość energicznie, nie przejmując się tym, że w zasadzie znajduje się na szczerym polu. Wokół nie było nic, dlatego to miejsce było idealne na kryjówkę. Tylko trawa, chwasty i gdzieniegdzie drzewa. Dopiero w oddali dało się zobaczyć światła miasta, które nadal tętniło życiem.
Przyglądając się dość nudnemu widokowi, usiadła na miękkiej trawie i przyciągnęła kolana do piersi, chowając między nimi głowę.
Czuła się tak głupio. Postąpiła głupio. Mogła wcześnie najzwyczajniej w świecie porozmawiać z tą kobietą i dowiedzieć się, czy zechce im pomóc. Nadal istniała opcja, by poprosić Wiedźmę Wymiarów o życzenie, ale nie miała nic równie cennego. Jedyne, co jej pozostało, to trzy lata życia.
- Co mam zrobić? – zapytała, patrząc na otwarte dłonie.
- Walczyć.
Słysząc dość znany głos, natychmiast odwróciła się.
Gdy ujrzała nad sobą Lucy, nie mogła uwierzyć w ten cud. Nie znała jeszcze powodu, dla którego ta kobieta tu przyszła, jednak nie chciała narzekać.
Choć jasnowłosa uśmiechała się do niej, czuła ogromny smutek, który bił z jej twarzy. Wcześniej tego aż tak bardzo nie widziała, ale teraz, po tylu przeżyciach, rozumiała, co znaczy ta maska. Ona sama ukrywała tak wiele. Tak bardzo cierpiała, może nawet bardziej niż sama Anadeath.
- Po co tu przyszłaś? – zapytała McHerish, wstydząc się opowiadać o tym, co zrobiła.
- Wiem wszystko – odparła ku jej zaskoczeniu Królowa Smoków. – I nie martw się. Pomogę ci. – Przysiadła obok niej, otulając ją swoim ramieniem. – Nie mogłabym zostawić cię w potrzebie. Gdyby mi ktoś pomógł, gdy sama wołałam o ratunek… Może wtedy inaczej potoczyłyby się moje losy. Kto wie?
- Nie jesteś zła?
Łzy spływały jej po policzkach, ukazują wielki strach i odpowiedzialność, jaką nosiła na swoich barkach ta młoda dziewczyna.
- Oczywiście, że nie – powiedziała Lucy, ocierając jej oczy. – Każdy popełnia błędy, ale ty próbowałaś walczyć o swoją miłość, a uwierz mi, że niewielu jest takich, którzy ryzykują wszystko dla drugiego człowieka.
- Trochę było to samolubne. – Anadeath zaśmiała się.
- Trochę? – Lucy prychnęła. – Totalnie, ale powiem szczerze, że masz dryg do wykorzystywania ludzi. Może po mnie to odziedziczyłaś?
- Dziękuję.
- Proszę. – Pocałowała delikatnie jej czoło, po czym wstała i krzyknęła na całą posiadłość: - KAITO! DO NAS, NATYCHMIAST!!!
Anadeath zatkała uszy, z trudem mogąc wytrzymać krzyk kobiety. Choć była szczęśliwa, że w takim kierunku potoczyły się sprawy. Już przestawała wierzyć, że uda jej się osiągnąć cel, ale widocznie zapas jej szczęścia nadal się nie kończył.
Widząc wychodzącego z budynku Kaito, uśmiechnęła się mimowolnie, czując się z tego powodu taką dumną. Bądź co bądź, ostatecznie on nie miał racji.
Gdy tylko nich doszedł, z ogromnym szokiem na twarzy spojrzał na Lucy, która szczerzyła się do niego słodko. Nie wierzył, że Anadeath udało jej się ją przekonać, ale wolał nie oponować.
- Czyli wszystko już załatwione? – zapytał.
- Tak – odparły równocześnie dziewczyny.
- A jakie są warunki, Lucy? – W przeciwieństwie do McHerish nie miał takiego zaufania do kobiety, która póki co go tylko stale oszukiwała.
- Pobierzecie się! – odpowiedziała dość szybko.
Od razu twarze dzieciaków oblały się rumieńcami. Znali troszkę tę kobietę, by wiedzieć, że ona w żaden sposób nie żartuje.
Patrząc się na siebie jak obłąkani, nie potrafili nic odpowiedzieć. Z jednej strony życie im było miłe, a z drugiej byli jeszcze za młodzi na ślub.
- Żartuję – stwierdziła nagle Lucy, ku ich uciesze. – Ja, na początku swojej przygody, także zostałam zmuszona do zamążpójścia, by zadowolić jedną wredną fretkę… A przynajmniej tak mam we wspomnieniach*.
Dwójka złodziejaszków odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że ich współpraca będzie jedynie polegała na pomaganiu sobie nawzajem. Choć najbardziej zaskoczona swoją reakcją była Anadeath. Kochała go, było jej marzeniem, by stanąć z nim na ślubnym kobiercu, a jednak… chyba po prostu chciała, aby on także chciał.
- Zgoda?
Ujrzała przed sobą rękę, którą wyciągał ku niej Kaito. Natychmiast na jej twarzy zagościł tajemniczy uśmiech. Podała mu swoją dłoń i zarazem zawarli przymierze, które miało doprowadzić do szczęśliwego zakończenia.
Nawet nie widząc, że Lucy już dawno znikła, rozmawiali całą noc o swoich przygodach, treningach i wyzwaniach, z którymi przyszło się im zmierzyć. Byli razem. Rozumieli się nawzajem, mogąc w końcu porozmawiać z kimś, kto rozumienie, jak się czuje.
Oboje wiedzieli, że mają jakieś szanse na zwycięstwo. I choć były one mizerne, to istniało jakiekolwiek.

CRIME

Przyglądał się dwójce przestępców z przyjemnością. Myślał, że będzie zły na Anadeath, bo przecież w jakiejś części została mu ona odebrana, ale ku jego zaskoczeniu okazało się, że jest zupełnie inaczej. Cieszył się, że w końcu na jej twarzy pojawił się tak szczery uśmiech. Pragnął ją doprowadzić do zwycięstwa i samemu się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest. Choć wiedział, że przed nimi jeszcze wiele wyznań i trudów, to był na nie przygotowany.
Dzisiejsza rana dała mu nauczkę. Nie mógł lekceważyć przeciwnika.
Tym razem było inaczej. Nigdy nie pamiętał takiego odrodzenia, w którym aż tyle rzeczy zmieniło się na raz. Nie mógł przewidzieć, w jakim kierunku to wszystko dąży, lecz miał cichą nadzieję, że w tym dobrym. Wystarczyło mu już łez, cierpienia i bólu. Chciał po prostu zniknąć… I choć wcześniej pragnął poznać prawdę, to teraz zrozumiał, że słowa z listu miłosnego Anadeath nie wywołały niczego dobrego. Rozumiał, że coś wiedział. Rozumiał, że w jego umyśle kłębi się jakieś wspomnienie, umiejętnie ukrywając się przed światem. Gdyby je poznał, może wtedy zrozumiałby, kim jest, ale z drugiej strony całkowicie zatraciłby siebie, bo był pewien, że dotyczy ono jednego… Śmierci.


* Zainteresowanych tą kwestią zapraszam na bloga „Smocze Królestwo

I jak? Podobało się?
WYJAŚNIENIA:
Plan Anadeath. O co chodziło? Otóż Lucy powiedziała kiedyś, że nie może ingerować w historie światów, jednakże Ana odkryła, że ktoś z Organizacji już to zrobił, już zmienił część historii, przez co ingerencja Lucy stanie się równowagą. I miała rację, skoro Lucy przybyła :)
Zapraszam do komentowania i klikania czy się wam podobało czy nie :)
Kolejny rozdział za ok. miesiąc. 

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Kocham cię! Zakochana jestem po uszy w twoim blogu!!! Błagam niech oni się pobiorą, inaczej umrę xdxdxd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, nie umiej mi tu. Ja już mam plan odnośnie bloga, więc spokojnie :) Naprawdę cieszę się, że blog się spodobał. Dla mnie jest to największa nagroda!!!!

      Usuń