Trzymając swoje usta na jego, kradła mu każdy oddech, korzystając
z okazji, która mogła się więcej nie nadarzyć.
Tuląc go do swojego ciała, próbowała dać mu do zrozumienia, że
teraz za nic w świecie nie może go puścić. Choć wyrywał się i uciekał usilnie z
jej objęcia, rany nie dawały mu pokonać przeciwniczki, która przeprowadziła
atak, wykraczający poza jego zdolności.
Jednak na jej nieszczęście kończył się czas i musieli zniknąć,
pozostawiając „fanów” w niepewności.
Wypowiadając cicho zaklęcie, gdy w końcu odsunęła się od
ukochanego, sprawiała, iż oboje zniknęli z miejsca napadu.
Lądując na miękkich materacach – specjalnie przygotowanych na taką
ewentualność – oboje jęknęli z bólu, choć najbardziej cierpiącym był Kaito,
którego dotkliwie doskwierały rany zadane przez Anadeath.
- Co chcesz ze mną zrobić? – powiedział cichym głosem chłopak,
czując, że coraz bardziej traci przytomność.
Dziewczyna dłużej nie mogła czekać. Natychmiast zsunęła się z
materacy i pobiegła po wcześniej przygotowaną apteczkę, którą pozostawiła w
opuszczonej fabryce – jej nowej kryjówce. Musiała precyzyjnie wykonać zabieg,
choć była świadoma, że lekarz z niej marny. Jednak nie było teraz czasu na
jakieś przekomarzanie się i wątpliwości. Trzeba było działaś i ratować
czarnowłosego zanim całkowicie się wykrwawi.
Anadeath podbiegła do niego i rozcięła cały strój, mogąc dostać
się do ran. Zdezynfekowała je i zabandażowała uda i ręce, wypowiadając różne
zaklęcia, które umożliwiały szybsze zagojenie się. Lecz wciąż pozostawała
najgorsza część, z którą musiała sobie poradzić w sposób iście precyzyjny.
Patrząc na pocisk, który wciąż siedział w piersi Kaito, dziękowała
wszystkim bogom i aniołom stróżom, że udało jej się w porę wypowiedzieć
zaklęcie blokujące. Metalowy przedmiot znajdował się dość płytko, więc
natychmiastowo chwyciła za pincetę i wyjęła go z wnętrza rany. Ku jej
zdziwieniu nie wyglądało to tak obrzydliwie, jak się spodziewała. Szybko
opatrzyła część ciała i usiadła obok złodzieja, ciesząc się, że część planu
zakończyła się sukcesem.
- Jak się czujesz? – zapytała, widząc, jak wciąż się na nią
patrzy.
- Dlaczego?
- Kryształ albo ty… - odpowiedziała niepewnie. – Przyszli do mnie
ludzie z Organizacji i kazali mi ciebie zabić. Jeśli bym tego nie zrobiła, to
sama wąchałabym kwiatki od spodu. – Zaśmiała się. – Wymyśliłam więc, że udam
twoją śmierć, a potem uda mi się przekonać jedną osobę, by nam pomogła.
Kaito milczał, rozglądając się dookoła. Oglądał starą fabrykę w
najmniejszych szczegółach, jakby usilnie próbował się w niej czegoś dopatrzeć.
- Zdradzisz mnie? – odezwał się nagle. – Widziałaś moją twarz…
- Wiem kim jesteś od naszego pierwszego spotkania.
Spojrzał na nią zszokowany, uznając jej słowa tylko za okrutny
żart. Tak bardzo się ukrywał. Tak bardzo nie chciał, by ktoś dowiedział się o
jego prawdziwej tożsamości, a jednak ona tego dokonała.
- A myślisz, że dlaczego tak długo to wszystko ukrywałam? –
spytała radosnym głosem.
Spojrzał na nią wzrokiem niedowiarka, jednak już po chwili poczuł,
jak całe jego ciało ogarnia promieniujący ból. Wygiął się w łuk, ściskając z
całej siły powieki. Miał ochotę krzyczeć, lecz głos ugrzązł mu w gardle, jakby
ktoś nalał do jego wnętrza wrzący metal. Piekło, cholernie piekło. Wydawało mu
się, że cały płonie, choć nie widział żadnych języków ognia. Co się z nim
działo? Niczego z tego nie rozumiał. Jedyne, co mu przychodziło na myśl to, to
że BlackRoses coś mu zrobiła.
- Czyli zaklęcie działa! – Odetchnęła z ulgą, wiedząc, że uda się
uleczyć Kaito. - Proszę , odpoczywaj! – rzekła czule.
Dokładnie wiedziała, o czym myśli chłopak.
Zamknięty w czterech ścianach, bez możliwości ucieczki, czuje się
jakby jego ciało było co sekundę rozjeżdżane przez tira, a przed nim stoi
psychopatka, która do tego wszystko doprowadziła, strzelając do niego, a potem
całując go… Przepiękny początek historii miłosnej.
Nie mogąc nic poradzić na myśli Kaito, zdecydowała się po prostu
usiąść i poczekać, aż zaklęcie zakończy leczenie. Czuła się troszkę samotnie –
zazwyczaj był przy niej Crime – lecz nie mogła narzekać w momencie, gdy on
pilnował jej spraw.
Patrząc na cierpiącego ukochanego, tak bardzo mu współczuła, lecz
z drugiej strony jej serce krwawiło. Nie dość, że wszystko było jej winą, to na
dodatek cieszyła się z takiego stanu chłopaka. Nie uciekał się, nie olewał… Był
przy niej, dzięki czemu po raz pierwszy mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Było
to dość zabawne i intrygujące doświadczenie, choć nie powinna tak reagować na
stan Kaito.
CRIME
Był to jego test. Test cierpliwości, który narzuciła mu Anadeath.
Sądził, że śledzenie Sherlocka Holmesa będzie dość intrygującym zdarzeniem,
jednak z każdą sekundą pościgu zdawało mu się, iż po prostu mu się nudzi. Za
dużo przygód przeżył z innymi poszukiwaczkami kryształu, by teraz przejmować się takimi bzdetami. Jednak Anadeath
wierzyła w niego, więc nie mógł zawieść.
Smętnie patrząc na lekko otyłego mężczyznę, już błagał, by do
kogoś zadzwonił lub z kimś się spotkał, by wydobyć jakiekolwiek wiadomości. Była
to jedyna taka okazja, której nie mógł przegapić (choć miał na to ochotę).
Nagle tajemniczy mężczyzna skręcił w stronę podziemnego parkingu.
Zaintrygowany Crime podążył za nim, dziwiąc się, czemu o takiej
porze wjeżdża do miejsca, które powinno być już teoretycznie zamknięte. Jednak
najciekawsze miało się dopiero wydarzyć, gdy jego oczom ukazał się zarys
dziwnej bramy. Ludzkie oko mogłoby jej nie dostrzec, lecz dla niego nie
stanowiło to żadnej przeszkody.
Pędząc swobodnie w stronę otwierającego się przejścia, czuł, że
znajduje się coraz bliżej prawdy. Coraz bliżej odpowiedzi, które zdawały się
być na wyciągnięcie ręki. Jednak gdy tylko ją wyciągnął, by przejść na drugą
stronę, jakieś dziwne pole siłowe odepchnęło go na dość sporą odległość.
Po raz pierwszy w swym długim życiu odczuł ból. Ból cielesny. Nie
wierząc w to, co się przed chwilą zdarzyło, przetarł mokre czoło. Gdy spojrzał
na swoją dłoń, okazało się, iż są na niej ślady krwi. Nie wierzył… Po prostu w
to nie wierzył. Musiał natychmiast ostrzec Anadeath. Ich przeciwnik był
niebezpieczny, dlatego musieli jak najszybciej działać i skontaktować się z nią.
ANADEATH & KAITO
Widziała, że już czuł się lepiej. Powoli się przebudzał, mrugając
w jej stronę.
Dziewczyna niepewnie podeszła do niego i ułożyła jego głowę na
swoich kolanach, delikatnie gładząc jego czarne kosmyki. Bawiła się nimi, nie
szczędząc okazji, jaka się nadarzała.
Był to dość dziwne. Wydawało jej się wcześniej, że nie rozumie tej
miłości do Kaito, lecz teraz po prostu zaczęło do niej docierać, że to uczucie
nie jest takie bezsensowne. Byli do siebie podobni, nawet przed jej przemianą,
a teraz po prostu stali się sobie bliżsi (a przynajmniej tak powinno być). Nie
potrafiła nawet nazwać tego zauroczeniem. Po prostu wiedziała, że go kocha i
nic więcej się dla niej nie liczyło. Chciała być przy nim na dobre i na złe,
tulić go, całować… Jedyne, czego się bała, to odrzucenia, które niechybnie
zbliżało się do niej ogromnymi krokami.
- Hm.
Coraz bardziej odzyskiwał przytomność. Jego oczęta kierowały się
na twarz dziewczyny, jednak nie wykazywały one strachu. Wręcz przeciwnie. Były
pełne ciepła i wdzięczności, jakby rozumiał, co tak naprawdę się wydarzyło.
Mimo wszystko żył, a miała dobrą okazję, by go zabić.
- Kim jesteś? – wymamrotał, pragnąc poznać odpowiedź na to
nurtujące go pytanie.
- Jestem… - Zawahała się. Mogła mu powiedzieć, lecz wcześniej
niczego nie skonsultowała z Crimem. Może i to ona miała prawo podejmować
decyzję, lecz jej opiekun był kimś więcej niż tylko powiernikiem pierścienia
bez uczuć, przez tożsamości i bez własnego życia. Od początku chciała nadać
sens temu, co robi, więc czemu teraz pragnęła zrobić coś na przekór własnym
przekonaniom?
Nagle, jakby na zawołanie, w starym magazynie zjawił się Crime,
który zastał Anadeath w dość niecodziennej sytuacji. Choć nie zapowiadało się
na nic wielkiego, to tak szybkie postępy u tej dwójki zbudziły u niego
podejrzenia.
- Rzuciłaś na niego zaklęcie
miłosne czy jak? – zapytał podejrzliwie.
- Wykorzystałam okazję, kiedy był sparaliżowany
bólem – odpowiedziała w myślach, drapiąc się po głowie. – Czegoś się dowiedziałeś?
-
Mają sekretne przejście w podziemnym parkingu centrum handlowego, jednak nie
byłem w stanie do niego wejść. Pole siłowe – dodał, wskazując
palcem na ranę.
- Jak? – rzekła na głos zszokowana Anadeath.
Dziewczyna wiedziała, kim jest Crime. Był to duch, zjawa, której
było szansy dotknąć, co dopiero zranić, a mimo to po jego czole spływała
strużka krwi.
- Co „jak”? – odezwał się półprzytomny Kaito.
Wtedy McHerish przypomniała sobie, że miała porozmawiać ze swoim
opiekunem na temat dręczącej ją kwestii.
- Mogę zdradzić prawdę jemu?
– Spojrzała na Kurobę.
- A czemu miałbym ci bronić?
– zapytał zdziwiony duch.
- Przecież jesteśmy
partnerami. – Posłała mu szeroki uśmiech, dając wyraźny znak, że nie jest
dla niej pomagierem, tylko przyjacielem. – Kaito, chcę ci wyznać prawdę.
- Słucham – odparł obojętnym głosem.
- Zdradzę ci swoją tożsamość – powiedziała bardziej szczegółowo,
by do niego dotarło, jak ważne jest to, aby był skupiony.
- Aha. – Delikatnie kiwnął
głową, analizując słowa BlackRoses.
Białowłosa dała znać Crime’owi, by zdjął z niej zaklęcie,
ukrywające prawdziwą twarz złodziejki.
Wokół jej ciała pojawiła się ciemna zasłona, pokrywając ją w
całości. Po kilku sekundach rozproszyła się, ukazując krótkie, jasne kosmyki
Anadeath, ubranej jedynie w cienką, niebieską sukienkę.
- Jestem Anadeath McHerish – przedstawiła się, pokazując
ukochanemu swoją prawdziwą twarz.
Ten natychmiast się od niej odsunął, nie potrafiąc dopuścić do
siebie tej prawdy. Co rusz przecierał oczy, sądząc, że to tylko zły sen. Nie
mógł zrozumieć, że za przeciwnika uznawał koleżankę z klasy, z którą przez tyle
lat siedział ramię w ramię obok. To było jak zły sen, koszmar, z którego
pragnął się obudzić. Nie chciał z nią walczyć, a tym bardziej doprowadzać do
jej śmierci.
- Cholera! – krzyknął Kaito, siadając z powrotem na materace. –
Wszystko się pochrzaniło.
- I mnie to mówisz? – Podniosła rękę i pogładziła nią swoje włosy.
– Zabawne. Chłopak, któremu wyznałam miłość na papierze, siedzi przede mną, nie
mogąc dopuścić do siebie myśli, że jestem BlackRoses.
- Zaraz – przerwał jej. – Ty mi podłożyłaś list miłosny.
Zaczerwieniona jak burak kiwnęła kilka razy głową, dalej nie
potrafiąc szczerze mu powiedzieć „Kocham cię”. Jednak po chwili bardziej
zastanowiła ją zdziwiona mina Kuroby niż jej własne problemy sercowe.
- Czemu masz taką minę? – zapytała, nie rozumiejąc jego dziwnego
zachowania.
- Bo… - zaczął niepewnie … list, który dostałem, nie był
podpisany.
Jej serce pękło na tysiące kawałków, rozwalając się po całym
świecie. Zaśmiała się kilka razy i upadła na materace, coraz bardziej
szarzejąc, a z czasem nawet zanikając. Miała największą ochotę zapaść się pod
ziemię i zapomnieć kim jest i by inni także o tym zapomnieli.
Tyle prób, tyle starań, a ona na serio nie podpisała się. Nie patrz na mnie, mówiła wzrokiem do
Kaito, który z zawstydzeniem jej się przyglądał. W oddali słyszała ryk śmiechu
Crime’a, który najwidoczniej już odzyskał humor. Cieszyła się, choć wolała go
nie znać.
Do tej pory tyle razy zastanawiała się, dlaczego Kaito ją tak
traktuje, skoro przeczytał ten list, a tu wychodzi na to, że nie wiedział, kto
go napisał. Choć teraz nadal pozostawała jedna kwestia. Co teraz zrobi, kiedy
już się dowiedział?
- Uważasz mnie za głupią? – zapytała obojętnym głosem.
- Wcale nie. – Pokręcił głową. – Naprawdę ten list zmienił mój
sposób postrzegania na świat.
- Kłamiesz.
- „Zostaliśmy
stworzeni do wyższych celów. Żyjąc jak ludzie, dajemy sobie tylko powód do
dumy. Kryształ jest naszym Panem. To
on wskaże nam świat, w którym będziemy Bogami”. Słowa mojego ojca – dodał,
powtarzając to, co już jej kiedyś powiedział. – Ty mi natomiast napisałaś, że
miłość potrafi zmieniać i potrafi pobudzać w ludziach rzeczy, które są uważane
za niemożliwe. „Zostaliśmy stworzeni do miłości. Żyjąc jak ludzie, dajemy sobie
tylko powód do dumy. Miłość jest naszym Panem”. Twoje słowa.
Pamiętała…
Napisała coś takiego, choć w zasadzie były to zdania, które kiedyś usłyszała…
Tylko, kiedy?
Teraz
rozumiała, dlaczego płakał tamtego dnia. Nauki jego ojca zostały całkowicie
zniszczone. To ona przedarła się przez mury, które do tej pory były nie do
zdobycia. Mogła czuć się dumna, choć dalej nie uzyskała odpowiedzi na
najważniejsze pytanie.
Jednak
niespodziewanie coś innego ją tak zaintrygowała. Dopiero teraz zrozumiała, że
Crime siedzi bardzo cicho, choć wcześniej rechotał jak żaba. Zamarła. Jej
wspaniałomyślny opiekun, człowiek, który był nieczułym na nic duchem, płakał.
-
Wszystko w porządku? – zapytała, martwiąc
się o niego.
-
Te słowa… Ja już je kiedyś słyszałem – odpowiedział
jej, dając do zrozumienia, że może ich łączyć więcej niż tylko walka o kryształ.
Już
od dawna do Anadeath docierało, że za całą sprawą kryształu stało coś więcej. Samo pojawienie się Organizacji było
wystarczającym powodem do niepokoju, lecz także budzące się uczucia i
wspomnienia Crime dawały iskierkę nadziei, że może tym razem będzie inaczej.
-
Ana? – odezwał się Kaito, odkrywając ją od zamyślenia. – Czy możesz mi w
zasadzie powiedzieć, co tu do cholery się dzieje?
-
Naprawdę jesteś niedoinformowany. – Westchnęła, próbując nie przyjmować się sprawą jej złamanego serca. – Nie wiem
już nawet od czego zacząć… Może od tego, że dwie sprawy nałożyły się na siebie.
Po pierwsze. – Wzięła głęboki wdech. – Przyszedł do mnie facet z Organizacji z
dość dosadną propozycją, by cię zabić.
-
Dlatego do mnie strzelałaś – przerwał jej powoli domyślając się, co się
wydarzyło na dachu budynku.
-
Tak. Do tego doszedł fakt, że masz nowego przyjaciela w szkole.
-
Nie rozumiem.
-
Okazało się, że do naszej szkoły przybył syn detektywa, który podejrzewa, że na
nasze zajęcia uczęszcza Kaito Kid.
-
Co? – krzyknął, lecz już zaraz zamilkną, czując denerwujący ból w klatce
piersiowej.
-
Zrobiłam to wszystko, by cię chronić.
-
A teraz, głupia, będą na ciebie polować – powiedział sfrustrowany, nie mogąc
sobie wybaczyć na jakie niebezpieczeństwo się naraziła, próbując go ratować.
Jednak
Anadeath nie wydawała się tym wszystkim mocno przejmować. Wręcz przeciwnie. Spokój
i opanowanie, które jej towarzyszyły, były czymś nienaturalnym i nieadekwatnym
do sytuacji.
-
Mam plan – rzekła dziewczyna. – Weźmiemy ochronę Lucy.
Mina
natychmiast zrzedła chłopkowi, któremu przez myśl nie przeszedł taki plan.
Rozumiał wiele, ale uznawał ten pomysł za szczyt głupoty. Jednak coś go tknęło
w jej słowach. Na początku tego nie zauważył, lecz później zaczęło do niego
docierać coś zupełnie innego niż miała na myśli Anadeath.
-
Ty znasz… Lucy? – dopytał się, próbując ogarnąć sytuację.
-
Oczywiście. – Kiwnęła głową. – A co? Sądziłeś, że tylko z tobą się bawi?
-
Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jesteś BlackRoses. – Był z nią szczery,
choć mogło to go kosztować wiele.
-
Ja tam od początku wiedziałam, że jesteś Kaito Kid. – Zaśmiała się głupkowato.
– Twój opiekun nie mógł ci zrobić lepszego kostiumu?
Podrapał
się po głowie, rozumiejąc, że ta dziewczyna wie dużo więcej o nim samym.
-
Ona nie ma zbyt dużo mocy, a sądziłem, że i tak nie będę potrzebował jakiegoś
wielkiego przebrania.
-
A jednak było ci potrzebne – szepnęła pod nosem McHerish. – Też teraz tu jest?
-
Co jakiś czas się odzywa, więc tak – prychnął.
-
Odzywa się? – powtórzyła zaskoczona Anadeath. – Czyli ty jej nie widzisz?
Blondynka
wstała i podeszła do Crime’a, który od jakiegoś czasu stał sobie spokojnie przy
ścianie, przysłuchując się rozmowie dwójki przestępców.
-
Nie, a co?
-
No bo mój stoi tutaj. – Wskazała palcem
na opiekuna.
-
To się staje coraz bardziej chore – podsumował zirytowany Kaito. – Ta cała
zabawa z kryształem to jakaś kpina.
Anadeath
nie mogła się z nim nie zgodzić. Choć dopiero od jakiegoś czasu latała jak
szalona za nieznanym świecidełkiem, to już odczuwała skutki tych eskapad, a był
to dopiero początek. Przecież cała jej przygoda dążyła tylko do śmierci. Miała
w sobie jakiś zalążek nadziei, lecz był on na tyle niewielki, że nawet już w
niego nie wierzyła.
Nie
rozumiała, kim tak naprawdę była, kim tak naprawdę byli… Mogli tylko zgadywać w
przerwach, kiedy odkładają sprawę kryształu
na bok, ale nie widziała w sensu w zastanawianiu się nad czymś, co w
zasadzie ją nie interesuje.
-
Tak, to kpina – zaczęła po jakimś czasie – i właśnie dlatego potrzebna nam
pomoc Lucy. Wiem, że ona nie ma prawa ingerować w nasze życie, jednak
Organizacja także nie ma takiego prawa, więc może wtedy udałoby się utrzymać
równowagę, jeśli by nam pomogła.
Kaito
zaśmiał się, jakby usłyszał bardzo dobry dowcip, a nie realistyczny plan.
-
To tylko twoje głupie przekomarzania, Anadeath. ONA nikomu nie pomaga, ONA się
tylko z nami bawi, ONA jest tylko potworem
- podsumował, nie chcąc dłużej słuchać.
Prychnęła.
Choć myślała, że uda jej się uniknąć śmierci przed śmiercią po trzech latach,
to Kaito idealnie zniszczył idealnie jej marzenia, nie pozostawiając już nawet
iskierki nadziei. Równie dobrze mogła zarzucić sobie teraz pętlę na szyję i po
prostu popełnić samobójstwo.
Nic
nie mówiąc, skierowała się w stronę dawnego wyjścia awaryjnego. Wychodząc,
trzasnęła drzwiami.
Wyraźnie
zaniepokojony Crime natychmiast za nią podążył, nie chcąc w żadnym wypadku mieć
na swoim sumieniu jej przedwczesnego zgonu.
Szła
dość energicznie, nie przejmując się tym, że w zasadzie znajduje się na
szczerym polu. Wokół nie było nic, dlatego to miejsce było idealne na kryjówkę.
Tylko trawa, chwasty i gdzieniegdzie drzewa. Dopiero w oddali dało się zobaczyć
światła miasta, które nadal tętniło życiem.
Przyglądając
się dość nudnemu widokowi, usiadła na miękkiej trawie i przyciągnęła kolana do
piersi, chowając między nimi głowę.
Czuła
się tak głupio. Postąpiła głupio. Mogła wcześnie najzwyczajniej w świecie
porozmawiać z tą kobietą i dowiedzieć się, czy zechce im pomóc. Nadal istniała
opcja, by poprosić Wiedźmę Wymiarów o życzenie, ale nie miała nic równie
cennego. Jedyne, co jej pozostało, to trzy lata życia.
-
Co mam zrobić? – zapytała, patrząc na otwarte dłonie.
-
Walczyć.
Słysząc
dość znany głos, natychmiast odwróciła się.
Gdy
ujrzała nad sobą Lucy, nie mogła uwierzyć w ten cud. Nie znała jeszcze powodu,
dla którego ta kobieta tu przyszła, jednak nie chciała narzekać.
Choć
jasnowłosa uśmiechała się do niej, czuła ogromny smutek, który bił z jej
twarzy. Wcześniej tego aż tak bardzo nie widziała, ale teraz, po tylu
przeżyciach, rozumiała, co znaczy ta maska. Ona sama ukrywała tak wiele. Tak
bardzo cierpiała, może nawet bardziej niż sama Anadeath.
-
Po co tu przyszłaś? – zapytała McHerish, wstydząc się opowiadać o tym, co
zrobiła.
-
Wiem wszystko – odparła ku jej zaskoczeniu Królowa Smoków. – I nie martw się.
Pomogę ci. – Przysiadła obok niej, otulając ją swoim ramieniem. – Nie mogłabym
zostawić cię w potrzebie. Gdyby mi ktoś pomógł, gdy sama wołałam o ratunek…
Może wtedy inaczej potoczyłyby się moje losy. Kto wie?
-
Nie jesteś zła?
Łzy
spływały jej po policzkach, ukazują wielki strach i odpowiedzialność, jaką
nosiła na swoich barkach ta młoda dziewczyna.
-
Oczywiście, że nie – powiedziała Lucy, ocierając jej oczy. – Każdy popełnia
błędy, ale ty próbowałaś walczyć o swoją miłość, a uwierz mi, że niewielu jest
takich, którzy ryzykują wszystko dla drugiego człowieka.
-
Trochę było to samolubne. – Anadeath zaśmiała się.
-
Trochę? – Lucy prychnęła. – Totalnie, ale powiem szczerze, że masz dryg do
wykorzystywania ludzi. Może po mnie to odziedziczyłaś?
-
Dziękuję.
-
Proszę. – Pocałowała delikatnie jej czoło, po czym wstała i krzyknęła na całą
posiadłość: - KAITO! DO NAS, NATYCHMIAST!!!
Anadeath
zatkała uszy, z trudem mogąc wytrzymać krzyk kobiety. Choć była szczęśliwa, że
w takim kierunku potoczyły się sprawy. Już przestawała wierzyć, że uda jej się
osiągnąć cel, ale widocznie zapas jej szczęścia nadal się nie kończył.
Widząc
wychodzącego z budynku Kaito, uśmiechnęła się mimowolnie, czując się z tego
powodu taką dumną. Bądź co bądź, ostatecznie on nie miał racji.
Gdy
tylko nich doszedł, z ogromnym szokiem na twarzy spojrzał na Lucy, która
szczerzyła się do niego słodko. Nie wierzył, że Anadeath udało jej się ją
przekonać, ale wolał nie oponować.
-
Czyli wszystko już załatwione? – zapytał.
-
Tak – odparły równocześnie dziewczyny.
-
A jakie są warunki, Lucy? – W przeciwieństwie do McHerish nie miał takiego
zaufania do kobiety, która póki co go tylko stale oszukiwała.
-
Pobierzecie się! – odpowiedziała dość szybko.
Od
razu twarze dzieciaków oblały się rumieńcami. Znali troszkę tę kobietę, by
wiedzieć, że ona w żaden sposób nie żartuje.
Patrząc
się na siebie jak obłąkani, nie potrafili nic odpowiedzieć. Z jednej strony
życie im było miłe, a z drugiej byli jeszcze za młodzi na ślub.
-
Żartuję – stwierdziła nagle Lucy, ku ich uciesze. – Ja, na początku swojej
przygody, także zostałam zmuszona do zamążpójścia, by zadowolić jedną wredną
fretkę… A przynajmniej tak mam we wspomnieniach*.
Dwójka
złodziejaszków odetchnęła z ulgą, ciesząc się, że ich współpraca będzie jedynie
polegała na pomaganiu sobie nawzajem. Choć najbardziej zaskoczona swoją reakcją
była Anadeath. Kochała go, było jej marzeniem, by stanąć z nim na ślubnym
kobiercu, a jednak… chyba po prostu chciała, aby on także chciał.
-
Zgoda?
Ujrzała
przed sobą rękę, którą wyciągał ku niej Kaito. Natychmiast na jej twarzy
zagościł tajemniczy uśmiech. Podała mu swoją dłoń i zarazem zawarli przymierze,
które miało doprowadzić do szczęśliwego zakończenia.
Nawet
nie widząc, że Lucy już dawno znikła, rozmawiali całą noc o swoich przygodach,
treningach i wyzwaniach, z którymi przyszło się im zmierzyć. Byli razem.
Rozumieli się nawzajem, mogąc w końcu porozmawiać z kimś, kto rozumienie, jak
się czuje.
Oboje
wiedzieli, że mają jakieś szanse na zwycięstwo. I choć były one mizerne, to
istniało jakiekolwiek.
CRIME
Przyglądał
się dwójce przestępców z przyjemnością. Myślał, że będzie zły na Anadeath, bo
przecież w jakiejś części została mu ona odebrana, ale ku jego zaskoczeniu
okazało się, że jest zupełnie inaczej. Cieszył się, że w końcu na jej twarzy
pojawił się tak szczery uśmiech. Pragnął ją doprowadzić do zwycięstwa i samemu
się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest. Choć wiedział, że przed nimi jeszcze
wiele wyznań i trudów, to był na nie przygotowany.
Dzisiejsza
rana dała mu nauczkę. Nie mógł lekceważyć przeciwnika.
Tym
razem było inaczej. Nigdy nie pamiętał takiego odrodzenia, w którym aż tyle
rzeczy zmieniło się na raz. Nie mógł przewidzieć, w jakim kierunku to wszystko
dąży, lecz miał cichą nadzieję, że w tym dobrym. Wystarczyło mu już łez,
cierpienia i bólu. Chciał po prostu zniknąć… I choć wcześniej pragnął poznać
prawdę, to teraz zrozumiał, że słowa z listu miłosnego Anadeath nie wywołały
niczego dobrego. Rozumiał, że coś wiedział. Rozumiał, że w jego umyśle kłębi
się jakieś wspomnienie, umiejętnie ukrywając się przed światem. Gdyby je
poznał, może wtedy zrozumiałby, kim jest, ale z drugiej strony całkowicie
zatraciłby siebie, bo był pewien, że dotyczy ono jednego… Śmierci.
*
Zainteresowanych tą kwestią zapraszam na bloga „Smocze Królestwo”
I jak? Podobało się?
WYJAŚNIENIA:
Plan Anadeath. O co chodziło? Otóż Lucy powiedziała kiedyś, że nie może ingerować w historie światów, jednakże Ana odkryła, że ktoś z Organizacji już to zrobił, już zmienił część historii, przez co ingerencja Lucy stanie się równowagą. I miała rację, skoro Lucy przybyła :)
Zapraszam do komentowania i klikania czy się wam podobało czy nie :)
Kolejny rozdział za ok. miesiąc.
Kocham cię! Zakochana jestem po uszy w twoim blogu!!! Błagam niech oni się pobiorą, inaczej umrę xdxdxd
OdpowiedzUsuńEj, nie umiej mi tu. Ja już mam plan odnośnie bloga, więc spokojnie :) Naprawdę cieszę się, że blog się spodobał. Dla mnie jest to największa nagroda!!!!
Usuń