Joshua podszedł do rzezimieszka,
którego ręka została uszkodzona, gdy oddał strzał. Wyraźnie bezbronny
przestępca patrzył wilkiem na obu chłopaków, lecz zaraz opuścił głowę i dał się
związać. Oboje odetchnęli z ulgą, iż jedną sprawę zdążyli zakończyć.
– Selena, Anadeath, możecie wychodzić!
– Kaito zawołał dziewczyny.
Zaklęcie, które otaczało niemal cały
budynek, znikło i wkrótce okazało się, że dokładnie przy prawej krawędzi
budynku stały dwie nastolatki. Chronione przez Crime’a, lewitującego niedaleko
samego wieżowca, były bezpieczne. Jednak zagrożenie minęło. Mogły w końcu wyjść
z ukrycia i zmierzyć się bezpośrednio z przeciwnikiem, przez którego tyle
wycierpieli wszyscy zamieszani w tę okrutną komedię przeznaczenia.
– Dlaczego? – zaczęła Anadeath. –
Dlaczego to zrobiłeś?
Odpowiedziało jej jedynie milczenie.
Kaito podszedł do McHerish i położył na
jej ramieniu dłoń. Próbował dodać jej odwagi, której w tej chwili brakowało.
Potrzebowała wsparcia, tak samo jak na początku, jak i na końcu tej opowieści.
Nagle rozległy się oklaski.
Wszyscy podążyli za dźwiękiem, lecz nie
umieli znaleźć jego źródła. Przerażeni, że to jeszcze nie koniec, przygotowali
się na kolejny pojedynek, ale osoba, która ich zaszczyciła, całkowicie wyszła
naprzeciw ich oczekiwaniom.
– Witajcie, dzieci.
Kaito dostrzegł sylwetkę kobiety, która
swobodnie opadała z samego nieba. Miał ogromne pragnienie, by podejść i złapać
ją, lecz gdy tylko dotarło do niego, że nie ma takiej konieczności, zaniechał
planu. Wiedział, iż nic nie grozi Lucy, która, ku zaskoczeniu wszystkich,
złożyła im wizytę.
– Czemu jesteście tacy zaskoczeni? –
spytała ciepło. – Przecież to koniec, odpowiedzi zaraz przyjdą, a Sherlock
Holmes został definitywnie pokonany. Czego jeszcze potrzebujecie? Wystarczy, że
zdejmiecie jego maskę!
Uśmiechała się jak osoba pełna
szaleństwa i grozy. Emanowała spokojem i cierpliwość, ale niepokój, jaki
wprowadzała w sercach był bardziej niebezpieczni niż najbardziej
nieprzewidywalny plan Sherlocka.
– Właśnie mieliśmy to zrobić –
oświadczył Joshua.
Kaito poruszył się, czując, że musi go
powstrzymać. Były to może tylko przeczucia, ale przez nie całe ciało krzyczało,
by nie dopuścić Joshuę do Sherlocka. Jednak nic nie mówił. Być świadomy, że
należy zakończyć przedstawienie, którego był uczestnikiem.
Joshua zbliżał się i zbliżał do
Sherlocka. Na jego twarzy nie było widać cienia wątpliwości. Był pewien swej
decyzji i roli, którą, de facto, narzuciła na niego Selena.
– Koniec – powiedział, sięgając ręką ku
masce, która zasłaniała twarz przeciwnika.
Mężczyzna wyraźnie ruszał się, wił,
jakby za nic w świecie nie chciał, by jego prawdziwa tożsamość wyszła na jaw.
Jednak Joshua wystarczająco szybko chwycił go za głową i pociągnął za maskę.
Wszyscy zamarli…
– A więc tak wygląda ten gość – rzekł
Joshua, wyraźnie nie pojmując, czym jest reakcja pozostałych towarzyszy.
– Ta–ta? – szepnęła przerażona
Anadeath, upadając na kolana.
Kaito prędko podbiegł od niej, łapiąc
ją w swoje ramiona. Nie, nie, nie, krzyczał
w myślach, nie rozumiejąc, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Przecież ojciec
dziewczyny zaginął po wydarzeniach z centrum handlowego. Nie miał szansy poznać
także tajemnicy córki, a mimo to niewątpliwie siedział związany dokładnie
naprzeciw nich. W jego oczach nie dało się dostrzec nawet cienia skruchy. Był
jedynie wściekły na to, że odkryto jego sekretną tożsamość i nic więcej.
– Ty potwo… – zaczął Kaito, lecz nagle
do jego uszu dobiegł przerażający głos.
– JAK MOGŁEŚ, TY ŚWINIO?! MYSLAŁAM, ŻE
JESTEŚ MOIM OJCEM, ALE WIDZĘ, ŻE MAM DO CZYNIENIA JEDYNIE Z KŁAMCĄ! Ty wiesz,
co ja przeżyłam?! Sądzisz, że to jest śmieszne? Czy kiedykolwiek byłam dla
ciebie córką, ty obleśny gadzie?
Po wypowiedzi Anadeath zapadła cisza.
Najprawdopodobniej nikt nie potrafił kontynuować myśli, które rozpoczęła
dziewczyna. Kaito rozumiał jej frustrację i nienawiść, która właśnie nią
owładnęła.
– Zabiłeś moją matkę? – niespodziewanie
spytała. – Czy zabiłeś ją?
Ponownie nastała cisza i przerwało ją
dopiero wtrącenie Lucy:
– Mówiłam ci już kiedyś, że ty jesteś
odpowiedzią.
Kaito powstał energicznie. Przez jego
umysł przeszła jedna myśl, która zburzyła wszystkie dotychczasowe pomysły
dotyczące kryształu. Możliwe, że był
w błędzie, ale słowa Lucy i to, co do tej pory wydarzyło się w jego życiu,
ewidentnie świadczyło o tym, że ta myśl jest prawdziwa. Nie chciał w nią
wierzyć. Pragnął zapomnieć, że w ogóle przyszła do niego, ale…
najprawdopodobniej się nie mylił.
– Twoja matka, Adelle, była piękną
kobietą – powiedział mężczyzna. – Jednak musiała stanąć przed sądem. Jej moc
była za słaba, a i jej strażnik chronił kryształ,
nie dopuszczając go do nas. Kryształ reaguje
na emocje. Nienawiść i gniew były obce Adelle, gdyż kochała swoje dzieci…
– Dzieci? – przerwała mu Anadeath.
– Miałaś zaszczyt go poznać, a raczej
zobaczyć go w chwili śmierci – dokończył.
Wszystkie wydarzenia nabierały sensu.
Nie było już wątpliwości, fałszywych myśli czy tropów. Jasne, czyste i
niewątpliwie prawdziwe. Po wyrazie twarzy Anadeath dało się zrozumieć, że
dziewczyna również pojęła zakończenie, z jakim przyszło się jej zmierzyć.
– Ten chłopak był moim bratem? –
Załkała, zasłaniając twarz dłońmi. – Ten chłopak zginął, by kryształ doświadczył złych emocji? Kryształ… JA?! – wrzasnęła.
– Jesteś głupia, że dopiero teraz się
domyśliłaś. Przecież po raz pierwszy uaktywnił się, gdy próbowałaś wyznać
miłość temu całemu Kaito – syknął Sherlock.
– Ja… – powtórzyła, nie słuchając dalej
mężczyzny. – Ja?
Lucy stała uśmiechnięta, Selena i
Joshua nie spoglądali na Anadeath, a Kaito po prostu nie wiedział, co
powiedzieć. Tak bardzo pragnął podejść, przytulić McHerish i powiedzieć jej, że
wszystko będzie dobrze – jak wielkie kłamstwo wypowiedziałby wtedy. Nic już nie będzie tak jak dawniej, pomyślał,
uderzając pięścią o swoje kolano.
Zabawa zakończyła się, ale nie tak jak
powinna.
– Kryształ
jest nasieniem zła – rzekła Anadeath. – Dlaczego ja? Dlaczego nie ktoś
inny?! Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale co takiego złego zrobiłam, by teraz
tak cierpieć? Ja tylko pragnę być szczęśliwa, czy to tak wiele?
Zalana łzami klęczała na nawierzchni
dachu. Uderzała rękoma o nierówną powierzchnię. Dla Kaito było to za wiele.
Podszedł do dziewczyny i pochwycił ją w nadgarstkach, czując, że tylko on może
powstrzymać nastolatkę od samookaleczenia.
– Przestań – szepnął.
– Wiem!
– tajemniczy głos rozległ się w
uszach zebranych. – Wiem, kim jestem,
Ana!
Ulalal to się porobiło. Może to głupie, ale na początku z tym odkryciem maski przypomniał mi się scooby doo :D. Tak wiem głupie skojarzenie, ale mnie takie miłe dziecięce wspomnienia zgarnęły. Dziwnie się czuje widząc tutaj Lucy. Czekam na ciąg dalszy . Jeszcze dwa! Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńOj, kochaniutka, dobrze prawisz. To miało trochę wyglądać jak Scooby Doo, więc się nie martw - kocham Scooby Doo, mój pierwszy i ukochany kryminał z dzieciństwa, który doprowadził mnie tutaj! buhaha!
UsuńI ja też się dziwnie czuję i troszkę żałuję, że ją tutaj wprowadzałam, ale cóż... Tak to bywa.