Gdyby
nie zaistniała sytuacja, która de facto zmuszała do innych zachowań, rzuciłaby
wszystko, by tylko pozostać z ukochanym w tej jednej, radosnej chwili. Jednak
jej życie nie było bajką, a groźba śmierci wydawała się wystarczającą zachętą
do pokonania przeznaczenia.
Przygotowani
do ostatecznej bitwy. Czekali tylko na rozkaz od Joshui, wierząc, że ten da
radę przejść na ich stronę. Choć tak wiele tajemnic pozostawało nadal poza ich
zasięgiem, musieli zakończyć kolejny i ostatni cykl kryształu.
Błądząc
między wolną przestrzenią pokoju, Anadeath co chwilę spoglądała na ekran
telefonu. Selena nie odzywała się od dobrych, kilku godzin, co zaczynało powoli
niepokoić już zdenerwowaną nastolatkę.
–
Co ona wyprawia? – spytała na głos.
–
Daj jej czas – odezwał się Crime,
lewitując tuż nad łóżkiem dziewczyny.
–
Ale aż tyle?
–
Joshua nie jest tobą ani Kaito – wyjaśnił
duch, wyglądając na mocno nieporuszonego.
Anadeath
westchnęła, po czym usiadła na skraju łóżka, zauważając, że Crime zachowuje się
nadzwyczaj spokojnie. Mogły to być tylko nietrafne spostrzeżenia
zniecierpliwionej McHerish, ale coś podpowiadało jej, że tak nie było.
Uśmiechnęła
się delikatnie i odgarnęła włosy, gdy nagle usłyszała sygnał, zwiastujący
nadejście wiadomości. Poruszyła się energicznie i pochwyciła komórkę,
odczytując tekst, który przesłała Selena.
–
KAITO! – wrzasnęła na cały dom, dając sygnał, że jedna z misji dobiegła końca,
a zakończenie opowieści było coraz bliżej…
Kaito
Gdyby
nie wiara w Anadeath, już dawno zrezygnowałby z tak szalonego i niebezpiecznego
planu. Rozumiał jej obawy, ale pragnął sam poradzić sobie z kryształem i Sherlockiem Holmesem, lecz
może właśnie tym razem nastał czas na zmiany? Trudno było przyzwyczaić się
chłopakowi do roli pomocnika i współpracownika detektywa, który pragnął
pochwycić go od tak długiego czasu.
Poddał
się. Naprawdę poddał się, uznając tę jedyną szansę za ostateczną. Jeśli nie
ona, czekała na nich całkowita klęska. A nie miał zamiaru dożyć do
nieszczęśliwego zakończenia.
–
No to… Raz, dwa i trzy… – powiedział.
Stanął
na samym krańcu budynku, który oznaczyli jako cel. Spojrzał w mroku ulicy,
która o tej porze zamilkła, kiedy większość urządzeń przestała działać. Nie
próbował nawet pytać, jak udało im się czegoś takiego dokonać. Liczył się efekt
i nic więcej.
Wyprostował
się, po czym powoli osunął się w odmęty ciemności. Leciał niczym ptak, będąc
coraz mocniej pochłanianym przez mrok. Jego biała szata nikła w czerni ulicy.
Ale Kaito nie wydawał się przerażać się tym, czego właśnie doświadczał. W ciszy opadał coraz niżej i niżej, aż w
pewnym momencie zatrzymał się tuż obok okna, które znajdowało się na piątym
piętrze wieżowca.
Jedną
ręką złapał za wystający parapet, a drugą sięgnął do kieszeni, wyjmując z nie
scyzoryk. Dotknął końcem ostrza szkła, szepcząc zaklęcia. Nie minęło nawet
trzydzieści sekund, gdy szyba rozpadła się w drobny mak i jedynie przed Kaito
znajdowały się kraty.
–
A jak z tym mam sobie poradzić? – zapytał, lecz nagle metalowe pręty wsunęły
się w podłogę, posłuszne słowom złodziejaszka. – Miło z waszej strony.
Wskoczył
do środka i powoli zaczął sunąć się ku miejscu, gdzie był skryty niewielki,
zielony krysztalik, spoczywający na atłasowej poduszce. Nie był skryty za żadną
szybą, a wokół niego wydawało się, że nie ma pułapek. Jednak doświadczenie chłopaka
wręcz krzyczało, by zachował największą ostrożność.
Kaito
przesunął się do przodu, nie tracąc przestrzeni, znajdującej się wokół niego.
Powtarzał jedną czynność kilkukrotnie, aż dotarł do celu. Ręką sięgnął po
niewielki kryształ, zastanawiając, czy właśnie ten moment będzie pułapką.
Jednak kiedy tylko dotknął minerału, nie wydarzyło się nic.
Wzruszył
ramionami i powiedział:
–
To on, to naprawdę on…
Schował
zdobycz do kieszeni i wrócił tą samą trasą na szczyt budynku. Pozostało jeszcze
kilka elementów planu, które musiały zostać wypełnione.
Powtarzał
sobie nieustannie, że nie darzy Joshui zaufaniem, ale musiał przyznać, że tym
razem udało się zaskoczyć złodzieja. Wszystko szło jak po maśle… Nawet za
dobrze. Wyczuwał w powietrzu pułapkę lub jakiś drobny szczegół, który mógł
zaważyć o całej misji.
Co się kryje w mroku? – spytał w myślach, trzymając kurczowo za
przedmiot, który ukradł.
–
Jak?! – usłyszał dobiegające zza wejścia na dach jęki. – To nie jest możliwe…
W
tym samym momencie doszedł do jego uszu dźwięk ładowania broni. Podskoczył i
ukrył się za najbliższą ścianą. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy padły
pierwsze strzały. W furii, w nienawiści tajemniczy mężczyzna strzelał, gdzie
popadnie, aż w końcu zamarł, kiedy cały magazynek się wyczerpał.
–
Wiem, gdzie jest kryształ! – wrzasnął
donośnie. – Wiem i nie dam sobie wmówić, że go zdobyłeś, Kaito Kid!
–
Przykro mi, ale mam moc, która pozwala mi ocenić, co jest prawdą, a co nie! –
odparł, wiedząc, że w ten sposób wypełni kolejną część planu.
–
Wyłaź tchórzu i pokaż mi tę fałszywą błyskotkę.
Kaito
przygotował swój pistolet z kartami, wierząc , że ta chwila nieuwagi
przeciwnika pozwali mu go pokonać.
Wziął
głęboki wdech i wtedy wyskoczył z kryjówki w kierunku postaci, która ukrywała
się w mroku. Myślał, że przynajmniej zadrasną przeciwnika, lecz mylił się.
Mężczyzna, Sherlock Holmes, celował prosto w ciało Kaito i, gdyby nie strzał,
który padł z zupełnie innej pozycji, złodziej zginąłby.
Kuroba
przeturlał się po powierzchni dachu, zatrzymując się dopiero przy samej jego
krawędzi. Podniósł się i spojrzał w kierunku miejsca, gdzie stała kolejna
postać celująca z broni. Nie widział jej twarzy, lecz gdy tylko podeszła kilka
centymetrów, dostrzegł osobę, na którą czekał.
–
Dzięki, Joshua! – rzekł Kaito.
–
Wisisz mi przysługę! – odparł detektyw. – A teraz zajmijmy się tym przebierańcem
i zakończmy tę maskaradę!
3 rozdziały i KONIEC
0 komentarze:
Prześlij komentarz