Rozdział 11 - Szkolna pułapka

KAITO

Co to miało, do cholery, być? Nie szczędząc ani trochę wiązanki słów, przechadzał się wzdłuż całej długości starej fabryki, którą teraz uznawali za swoją bazę. Nie było tam żywej duszy, jeśli nie liczyć cudownych towarzyszy – szczurów – i przyjaznych ochroniarzy – pająków.
Błąkając się bezsensownie między zardzewiałymi urządzeniami, które niegdyś służyły do produkcji zabawek dla dzieci, rozmyślał nad zdarzeniem sprzed chwili. Wszystko pokrywał zalegający kurz, podłoga wołała o pomstę do nieba przez ten brud, a pajęczyny walały się po wszystkich kątach. Idealne miejsce na kryjówkę.
Rozglądając się, czy przypadkiem Anadeath łaskawie nie skończyła swojej pracy, trzymał w dłoniach fałszywy klejnot. Nic mu było z dzisiejszej akcji, a ktoś mógł poznać jego tożsamość. Faktem było, że zaskoczyli go dzisiaj, ale on sam także nie zachował się jak profesjonalista. Mógł być bardziej ostrożny.
– I jak, panienko?
Słysząc żart wspólniczki, natychmiast wyszczerzył zęby, dokładnie wiedząc, o co jej chodzi.
– Cudownie – odparł, siadając na stos materacy. – Im dłużej cię znam, w tym większe kłopoty wpadam.
– Nie możesz narzekać na nudę. – Klapnęła obok niego, przyjmując swój prawdziwy wygląd. – Dlaczego nie użyłeś magii od razu? – zapytała o to, co ją tak mocno nurtowało od dłuższej chwili.
– To moja słabość. – Wzruszył ramionami. – Moja pomocniczka jest dosyć słaba, przez co mogę używać magii, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Anadeath przewróciła oczami.
– Jak dla mnie, złapanie przez inspektora, było idealnym pretekstem, by jej użyć.
– Wiem – powiedział. – Ale coś sprawiło, że nie mogłem.
– Dlatego musimy działać wspólnie.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym oboje pożegnali się, uznając, że najlepiej będzie, jeśli teraz wrócą do domu. Mieli obawy. Działo się teraz zbyt wiele w ich życiu, by w spokoju wszystko przyjmować do siebie, lecz teraz przynajmniej mieli siebie nawzajem i to musiało im starczyć.

ANADEATH & KAITO

Kończąc kolejną lekcję, spakowali książki do torby i oboje wyszli z klasy, kierując się w stronę sali ćwiczeniowej, gdzie zazwyczaj odbywały się treningi McHerish. Kaito nie był zbyt chętny i już chciał uciekać, lecz Anadeath siłą go zmusiła, chcąc uświadomić mu, kim jest jej przyjaciółka.
Wzdychając, zgodził się na jej pomysł, choć wciąż targały nim dziwne wątpliwości. Na ciele pojawiały się dreszcze, które nie były spowodowane różnicą temperatur.
Dopiero gdy oboje doszli pod pomieszczenia, zrozumieli, że jednak przyjście tutaj było złym pomysłem.
Patrząc wyłupiastym wzrokiem na pomarańczowowłosego chłopaka, który trenował razem z Seleną przy worku treningowym, oboje myśleli, że równocześnie zejdą z tego świata. Byli świadomi, że syn słynnego detektywa uczęszcza do ich szkoły, ale nie mogło być przypadkiem, iż akurat znalazł się w tym klubie.
– Ana! – zawołała Selena, odchodząc od ćwiczącego ucznia. – Widzisz? – Wskazała na chłopaka. – Myślałam, że umrę, jak go zobaczyłam.
– Ja też – powiedziała McHerish, będąc całkowicie przy niej szczera.
– A to co? – zapytała, uderzając Kaito w ramię. – Czyżby w końcu odpowiedział na twój list miłosny?
Na twarzy blondynki natychmiast pojawiły się wypieki. Wręcz krzyczała błagalnie, by Selena przestała, lecz tym samym tylko bardziej ją nakręcała.
– Jeszcze się zastanawiam – niespodziewanie odezwał się Kuroba.
Anadeath potrząsnęła głową, po czym pytająco spojrzała na czarnowłosą, nie wierząc, że z jej słuchem jest wszystko w porządku.
– Dobra! – rzekła McHerish, mając pomysł, jak zejść na inny temat. – A ten chłopak, to nowy uczeń z naszej szkoły?
– Joshua Clenton – odpowiedziała piskliwie Selena, wyraźnie podniecając się obecnością chłopaka w swoim klubie. – Chodź na chwilę!
– Nie, nie! – Kaito i Anadeath natychmiastowo zareagowali, lecz na nic się zdały ich błagania. Jasnowłosy zaczął do nich podchodzić wolnym krokiem, sapiąc i ocierając się co chwilę z potu.
Blondynka po raz pierwszy widziała go w pełnej okazałości. Nie mogła zaprzeczyć, był przystojny, choć ciągłe przebywanie w obecności Crime’a całkowicie uodporniło ją na takie mega ciacha, więc nie reagowała jak większość dziewczyn. Był lekko umięśniony, o wyraźnych oczach i delikatnych rysach twarzy. Kosmyki opadały mu na czoło, przyklejając się o nie przez spływający pot. Choć niezaprzeczalnym było, że nie był to chłopak rosły, a wręcz przeciwnie. Dzieliło go kilka dobrych centymetrów od Kaito, co wydawało się idealne w stosunku do Seleny.
– Dzień dobry – przywitał się. – Mam na imię Joshua Clenton, miło mi.
Wyciągnął rękę ku parze złodziejaszków. Natychmiast oboje zareagowali i również się przedstawili, nie chcąc wzbudzać żadnych podejrzeń.
– Słyszałem, że również należysz do klubu? – Jasnowłosy zwrócił się do Anadeath.
– Tak – odpowiedziała niepewnie.
– Ja bym najprawdopodobniej nigdy do czegoś takiego nie wstąpił, ale po wczorajszej walce z dość trudnym przeciwnikiem, odkryłem, że warto wiedzieć, jak się bić. – Ukłonił się nisko i powrócił do wcześniejszych ćwiczeń, zabierając ze sobą Selenę, która w żaden sposób nie oponowana, a wręcz przeciwnie.
– To moja wina – jęknęła McHersish, uświadamiając sobie, że to przez wczorajszą walkę Joshua zdecydował się uczyć, jak walczyć. – A co to miała być ta odpowiedź?
– Masz na myśli tę kwestię listu miłosnego? – rzekł Kaito, posyłając jej złośliwy uśmieszek.
– Tak.
– Nie wiesz? – zapytał zaskoczony. – Inna odpowiedź sprawiłaby, że ta bestia nie odczepiłaby się od nas na cały rok.
– Ty uważaj, co mówisz – prychnęła, kierując się w głąb korytarza. – Inaczej jej tatuś nie potraktuje cię zbyt łagodnie.
Kuroba natychmiast za nią podążył, nie do końca rozumiejąc, co dziewczyna chciała mu przekazać.
– O czym ty mówisz?
Wyraźnie zdziwiony zablokował jej drogę, nie mając zamiaru przepuścić jej, póki nie zaspokoi swojej ciekawości.
– Nie wiesz? – Wskazała palcem na salkę, gdzie ćwiczyli Joshua i Selena. – Ta dziewczyna, to córka twojego odwiecznego wroga, Inspektora Tokori.
Poklepała go po ramieniu i wyminęła, czując, że minie chwila zanim przyswoi sobie w całości nową informację. I nie myliła się. Stał jak wryty dobre dwie minuty, aż w końcu wybuchnął i krzyknął na cały korytarz:


– Żartujesz?! To jakaś szkolna pułapka, a nie sprawiedliwość.

Jestem zadowolona z rozdziałów, które już napisałam i sprawdziłam. Naprawdę. Cieszę się, że podjęłam decyzję o ponownym napisaniu kilku rozdziałów. Wydawały mi się słabe i trochę takie na odwal robione, więc cieszę się, że ich druga odsłona dobrze mi wyszła.
Dziękuję oczywiście wszystkim za komentarze i kliknięcia.... i mam nadzieję, że maraton z rozdziałami White of Crime Wam się spodoba :)

CONVERSATION

1 komentarze:

  1. Początek niezły i znalazłam gdzieś tam literówkę.
    Gorszą częścią okazał się dialog pomiędzy Kaito, Anadeath, Seleną i Joshem (taki skrót). Plątanina zdań, gdzie trzeba było się domyślać kto mówi. :-/

    OdpowiedzUsuń