Rozdział 21 - Taniec z przeznaczeniem

Oczy wszystkich zebranych przeniosły się na stojącego młodzieńca, który bez chwili zawahania zdradził swoją tożsamość, by ich ratować. Nie kwestionowali jego wyboru. Grzecznie zrobili przejście do drzwi prowadzących na dach, by jak najszybciej tam dotarł i dał im bezpiecznie opuścić budynek.
Jednak Anadeath nie zgadzała się z tym werdyktem. Wiedziała, że na górze czeka go jedynie śmierć, więc pragnęła zatrzymać go za wszelką cenę. Już chciała krzyczeć, gdy nagle napotkała jego spokojny wzrok. Patrzył prosto na nią, posyłając dziewczynie cichy uśmiech, który miał dodać jej odwagi. Dawał wyraźne znaki, że jego życzeniem jest to, żeby została i nie ruszała za nim.
– Kaito… – szepnęła McHerish.
Był za daleko, by ją usłyszeć. Lecz jej słowa nie musiałby do niego dotrzeć, by wiedział, jak się czuje. Nie próbował nikogo oszukiwać. Sherlock Holmes zaczął działać, gdy on spokojnie szedł na randkę z Anadeath. Nie przewidział takiego ruchu ze strony przeciwnika, ale teraz nie było już czasu na żale czy próby zmiany przeznaczenia. Zginie i nie próbował się oszukiwać.
Idąc przez ostatnie stopnie schodów, w końcu dotarł na samą górę, wiedząc, że tam czeka już na niego przeciwnik. Załadował broń, po czym powoli pociągnął za klamkę. Gdy tylko drzwi się  otworzyły, wyskoczył, mierząc prosto w człowieka ubranego w płaszcz, który także przygotował się do walki.
– Gratuluję pośpiechu – pochwalił go Sherlock.
– Dziękuję, ale zdaje mi się, że to nie czas na takie pogaduszki! – skarcił go Kuroba.
– Tak, tak. – Kiwnął głową. – Zapewne chcesz, bym uwolnił wszystkich?
– Oczywiście, że tak!
Mężczyzna złapał się za podbródek, po czym, wciąż trzymając broń, sięgnął do kieszeni, wyjmując z niej coś na kształt pilota.
– Nie chcę skrzywdzić niewinnych, więc się zgadzam – odparł radośnie przeciwnik.
– Gdybyś nie krzywdził niewinnych, mi by nic się nie stało, a sądzę, że zaraz mnie zabijesz! – syknął Kaito.
– Nie inaczej młody człowieku.
Jednak chłopak nie chciał się poddać bez walki. Natychmiast ruszył przed siebie, próbując odczytać trajektorię lotu pocisku. Trzymając mocno w dłoni swój karciany pistolet, wycelował nim w przeciwnika, zastanawiając się, gdzie ma celować.
Sam Sherlock nie pozostał mu dłużny. Wiedział, że tak zakończy się ich rozmowa, więc był przygotowany na wszystko. Sądził nawet, że byłby zawiedziony, gdyby chłopak nie podjął próby ratowania swojego życia.
Mężczyzna odsunął się na bok, unikając karty, która leciała prosto na niego. Nie był najzwinniejszym człowiekiem na świecie, ani najmłodszym, ale potrafił o siebie zadbać.
Wnet determinacja Kaito zyskała swój szczyt. W jego umyśle wciąż brzmiały słowa „nie zginę”, które próbowały dodać mu otuchy. Tak wiele się zmieniło w jego życiu, więc nie mógł tak prostu dać się zabić.
– Wiesz co jest najzabawniejsze? – zapytał niespodziewanie przeciwnik. – Walczysz, choć za jakiś czas i tak umrzesz!
– NIE! – wrzasnął wściekły przestępca. – Znajdę kryształ i przeżyję. Taka jedna dziewczyna za bardzo by płakała, gdybym dał się zabić.
– Szlachetne, choć naiwne.
Nagle pocisk przeleciał tuż obok policzka Kuroby, delikatnie raniąc go. Strużka krwi poleciała w powietrzu, spadając na zimną powierzchnię dachu. Zabolało, lecz próbował zapomnieć o tym uczuciu i nie dać przeciwnikowi jakiejkolwiek szansy.
Już ruszył z bronią, mając idealnie na celowniku ciało Sherlocka, lecz nagle poczuł dziwne ukłucie w sercu. Zaraz po nim kolejne, aż w końcu zrozumiał, że przed jego oczyma pojawiły się mroczki, uniemożliwiające dokładnie wymierzenie strzału.
Nagle ujrzał, że cały jego kostium znikł i pozostał jedynie w stroju, w którym przeszedł na randkę. Ból zapanował nad wszystkimi jego zmysłami, a myśl o przegranej sprawiła, iż bał się podjąć jeszcze jednej próby walki.
Był słaby. Nigdy nie próbował ćwiczyć, bo nie spodziewał się, że do tego doprowadzi jego walka. Lecz teraz było już za późno na żale i obwinianie samego siebie. Nie mógł niczego zmienić, bo nie dostanie na to drugiej szansy. Żałował jedynie, że nie będzie miał okazji, by spędzić z Anadeath więcej czasu. Bądź co bądź, była ona osobą, która naprawdę wniosła do jego życia małą iskrę światła.
Upadł na jedno kolano, po czym złapał się za krwawiący policzek, spoglądając z żądzą krwi na stojącego nad nim Sherlocka. Mierzył w niego bronią, nie dając jakiejkolwiek szansy na ucieczkę. Miał go w potrzasku – to jedne było pewne.
– Co to jest? – zapytał ostro Kaito.
– Mała pomoc w walce z takimi osobami jak ty – odparł obojętnie członek Organizacji.
– I co? – Zaśmiał się. – Zabijesz mnie?
– Nie inaczej.
Zauważył, że przeciwnik trzyma palec na spuście. Tak niewiele brakowało, by nacisnął go i przestrzelił chłopakowi czaszkę. Lecz wahał się, albo czekał, bawiąc się przeciwnikiem, który był gotowy na śmierć. Gra, którą prowadził, była okrutna i bezlitosna, ale sam Kaito nie próbował do niej dołączyć.
– Przepraszam… Anadeath – szepnął, gdy ujrzał zdecydowaną twarz Holmesa.
Sekundy… Tylko sekundy dzieliły go od śmierci. Zamknął oczy, po czym usłyszał głośny strzał. Jednak nie zginął. Nie czuł bólu ani nie był ranny. Nie wiedząc, co się dzieje otworzył oczy.
Nagle w zasięgu jego wzroku znalazła się osoba, której nie powinno tam być.
– Uciekaj! – krzyknął, widząc stojącą w drzwiach zasapaną Anadeath.


– Kocham cię, więc nie ma mowy bym teraz stchórzyła! – odpowiedziała zdeterminowana, przygotowując się do walki z Sherlockiem Holmesem. 

CONVERSATION

2 komentarze:

  1. Nonono to się postarałaś zaczynam byc jeszcze większą fanką niż bylam .Tak myślalam że Ana go ochroni bo Kaito to ciota.Udał ci się ten rozdział nie ma co ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie to cieszy!!!
      Nie no... Kaito nie jest ciotą!
      Mam nadzieję, że kolejne również ci się spodobają ;)

      Usuń